Alfred de Musset - Spowiedź ...

Strona startowa
Alfred de Musset - Spowiedź dziecięcia wieku, Biblioteczka
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

Alfred de Musset

Spowiedź

dziecięcia wieku

Przełożył i wstępem opatrzył Tadeusz Żeleński (Boy)

Tytuł oryginału «Confession d'un enfant du siecle»

3

Tower Press 2000

Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000

4

Od tłumacza

Alfred de Musset, tak dobrze znany u nas z nazwiska i z legendy, a tak mało ze swoich

dzieł, jest jednym z najbardziej uroczych pisarzy francuskich; artystą, który łączy przymioty

galijskiego umysłu z rzadką w tej rasie wibracją liryzmu, czyniącą zeń harfę poezji. Ta Spowiedź,

która najbardziej bezpośrednio pozwala zajrzeć w duszę poety, jest zarazem jednym z

nader znamiennych dokumentów Romantyzmu. Jest ciekawa i przez to, iż dotyczy właśnie

owego epizodu życia poety, koło którego oplata się jego legenda: miłości do George Sand.

Epizodem tym zajmowano się do przesytu; jest to dosyć zrozumiałe. Miłość ta, która, jak

górnolotnie mówi jeden z jej historiografów1, stała się „równie sławną jak miłość Eneasza i

Dydony”, jest jedynym (chyba że postawimy obok panią de Sta.l i Benjamina Constant)

przykładem namiętnego uczucia łączącego dwoje genialnych twórców, dwoje pisarzy wielkiej,

mimo iż bądź co bądź nierównej miary. Wycisnęła ona piętno zarówno na całym dalszym

życiu, jak i na twórczości Musseta. Epoka, na którą przypada owa miłość, pełna fala

Romantyzmu niosąca z sobą osobliwy styl tych przeżyć, rozgłos, jaki towarzyszył im współcześnie,

artystyczna rama wreszcie, którą, jakby wiedziony instynktem, dramat ten obrał na

swe urzeczywistnienie – wszystko to zapewnia „epizodowi weneckiemu” miejsce wyjątkowe.

Literatura osnuta dokoła tego wydarzenia jest ogromna, a rozpoczyna się równocześnie

niemal z faktami. George Sand, „na ciepło” jeszcze, włożyła strzępy przeżyć weneckich w

swoje Listy podróżnika, pisane jakoby do Musseta i drukowane (z jego wiedzą zresztą) w

„Revue des deux Mondes”. Po zerwaniu Musset pisze Spowiedź dziecięcia wieku i Noce; w

dwa lata po jego śmierci (Musset urodził się w 1810, umarł w 1857) George Sand wydaje

powieść Ona i on2 malującą pod przejrzystą osłoną dzieje ich stosunku; na co brat Musseta

Paweł, mściciel cierpień Alfreda i nienawidzący George Sand, odpowiedział inwektywą pt.

On i ona3. Wszczęła się przykra polemika, w której nawet sędziwa matka Musseta zabrała

głos. Powstawały stronnictwa mussetystów i sandystów lżące bohaterów przeciwnego obozu.

Nawet trzeciego aktora dramatu, lekarzynę włoskiego Pagello, wciągnięto do sporu: jeszcze w

r. 1896, interwiewowali skrzętni biografowie patriarchę, który dożył dziewięćdziesiątki, o

szczegóły tego chlubnego epizodu jego życia z r. 1834! Sam Pagello, w kilkanaście lat po

wypadkach, spisał pamiętnik, kreśląc w sposób więcej barwny niż ścisły dzieje swoich przygód

z George Sand i Mussetem. Rodzina Musseta sprzeciwiała się długo ogłoszeniu listów

kochanków; krążyły w urywkach, w odpisach; wreszcie, w r. 1904, ogłoszono je drukiem w

Brukseli, w całości: tj. o tyle o ile, niektóre bowiem zdania padły już wprzódy ofiarą nożyczek

George Sand.

1 Charles Maurras, Les amants de Venise.

2 Później George Sand wróci jeszcze do tych wspomnień w książce Historia mego życia.

3 Na ten temat napisała powieść p. Ludwika Colet, pt. On.

5

Jak można się domyślać, komentatorowie rzucili się na tę historię, widząc w niej łup obfity

i ponętny. Napisano całe tomy; mimo to, nie mówiąc o uczuciach, nie wyświetlono nawet

faktów w tym romantycznym epizodzie. Nadto jest załgany poezją. Literatura przeszła tędy w

dwojakim kierunku: raz, stylizując już same przeżycia bohaterów na modłę literacką o zabarwieniu

epoki; po wtóre, stylizując je tym bardziej, w chwili gdy przelewały się na papier. W

rezultacie została garść ciekawych dokumentów, z których niektóre są klejnotami poezji, i

każdy z badaczy układa z tych kamyczków swoją mozaikę, kształtując ją wedle własnych

sympatii i poglądów.

Im bardziej wczytywać się w akta sprawy, tym bardziej wydaje się ona psychologicznie

zawiłą i złożoną. Czyż nie jest zresztą zawiłą każda kontrowersja tego rodzaju? Pojęcia nasze

o miłości, jak w ogóle o życiu, są konwencjonalne, ponieważ nim zaczniemy myśleć i patrzyć,

już otrzymujemy je w gotowej postaci z literatury, z pierwszej czy z drugiej ręki. Literatura,

niezdolna ogarnąć życia w jego bogactwie, upraszcza je, schematyzuje (przykładem

choćby ta Spowiedź dziecięcia wieku w zestawieniu z wydarzeniami, z których się urodziła!).

Wstydliwość, lenistwo, rutyna oddalają nas od szczerości. Jeden Rousseau w swoich Wyznaniach

chciał być szczerym za wszelką cenę; cena okazała się diabelnie wysoka. Ileż obrzydliwości

nam odsłonił, których mu potomność nie daruje! Ach, tak! Życie ujawnia się w gabinecie

lekarza, przy konfesjonale (o tyle, o ile, bo i tam wciska się rutyna), przed kratkami

sądowymi pod krzyżowym ogniem pytań brutalnych i ostrych jak nóż chirurga... Ale też biada

człowiekowi, bodaj „najporządniejszemu”, który zahaczy się przypadkowo o straszliwą

machinę sądową i narazi się na wywlekanie na światło tajemnic jego życia. Delikatne i bolesne

problemy egzystencji w jakże szpetnym, trywialnym, komicznym nieraz występują świetle!

A właśnie przedmiotem takiego śledztwa, prowadzonego przez „historię literatury”, stają

się wielcy ludzie, wielcy artyści, typem swojej psychiki, swego życia, z konieczności tak bardzo

oddaleni od dogmatów przeciętności. A wreszcie, gdzie jest „prawda”? Czy jest nią fakt,

czy u c z u c i e, czy jakieś X, które nie jest żadnym z nich?

Nie mam zbytniego zamiłowania do takich analiz; ograniczę się tedy do rzeczowego przypomnienia

faktów tej znanej historii, ponieważ są one niezbędne jako komentarz do Spowiedzi

dziecięcia wieku; książka ta, gdybyśmy jej nie brali jako fantazję na tle istotnych przeżyć

poety, straciłaby wiele na prawdzie i kolorze. Zarazem wplotę w tok opowiadania nieco dokumentów,

bardziej niż cokolwiek innego pozwalających czytelnikom pochwycić t o n a c j ę,

na którą były nastrojone dusze uczestników dramatu.

Zatem dwudziestodwuletni Musset, głośny już i rokujący najpiękniejszą przyszłość poeta,

oraz dwudziestodziewięcioletnia Aurora Dudevant, separowana z mężem, matka dwojga

dzieci, nie mniej głośna (pod pseudonimem literackim George Sand) autorka Indiany, Walentyny

i drukującej się właśnie Lelii, spotkali się po raz pierwszy na obiedzie u redaktora

„Revue des deux Mondes”, Buloza. Stało się to w czerwcu 1833, z końcem zaś sierpnia tegoż

roku byli kochankami. Musset, smukły, nerwowy, pełen wdzięku i iskrzącej werwy z odcieniem

dandyzmu, miał za sobą parę lat hulanki oraz światowych miłostek; George Sand, brunetka

o typie Kreolki i ogromnych czarnych oczach, skupiona, małomówna, pochłonięta pracą,

miała również przeszłość miłosną, a figurowały w niej dwa nazwiska literackie: Juliusz

Sandeau (prototyp Balzakowskiego Stefana Lousteau; powieść Balzaka Muza z zaścianka

zawiera niewątpliwie wiele rysów z pożycia tej pary) oraz oschły i niewdzięczny jako amant

Prosper Mérimee. Doświadczenia te zostawiły w jej sercu jedynie osad zawodu i goryczy.

Nowy stosunek miłosny, zrazu podjęty przez obie strony z entuzjazmem, rychło począł się

mącić; główną przyczyną był tu charakter Musseta, nierówny, szukający w miłości dramatycznych

przeżyć, obdarzony potrzebą cierpienia i zadawania bólu. Brutalny sceptycyzm w

stosunku do kobiet i do miłości, wybuchy zazdrości o przeszłość dawały przyczynę do ciągłych

burz. Raz po raz zerwanie wisiało na włosku; ale, nazajutrz, Alfred wracał do stóp kochanki,

skruszony, pełen tkliwości i żalu...

6

Spodziewając się w ucieczce od świata znaleźć uspokojenie, kochankowie udają się, z

końcem r. 1833, do Włoch. Od Genui George Sand zaczęła niedomagać; przybywszy do Wenecji

położyła się wśród objawów jakiejś febry. Musset, nerwowy, niecierpliwy, niezdolny do

roli siostry miłosierdzia, ucieka od smutnego pokoju chorej, zaniedbuje ją, ugania po Wenecji,

pije. (skłonność do pijaństwa, która miała później pochłonąć go zupełnie, datuje od młodych

lat), słowem, na wszelki sposób „używa życia”. Sandyści notują, iż poeta przegrał na

słowo 10 000 franków, na którą to sumę towarzyszka jego musiała znaleźć pokrycie, hipotekując

ją na przyszłych płodach swego pióra; mussetyści sprowadzają tę kwotę do skromniejszych

rozmiarów 360 franków, na które kredyt Musseta w „Revue des deux Mondes” wystarczał

w zupełności... Rys ten cytuję na dowód rozbieżności nawet w rzeczach tak ścisłych jak

cyfry: cóż dopiero mówić o uczuciach! Podobno Musset oświadczył wręcz towarzyszce, że

się pomylił i że jej nie kocha; przychodzi do gwałtownych scen, niemal do zerwania: mieszkają

obok, ale drzwi łączące ich pokoje zostają zamknięte.

Wśród tego George Sand, która była niezmordowaną pracowniczką pióra4, pisze bez wytchnienia,

aby nastarczyć potrzebom wspólnego gospodarstwa. Z kolei Musset zapada: dostaje

gorączki (tyfus?), która (może na tle alkoholicznym?) przybiera charakter maligny. Aurora,

stłumiwszy urazy, pielęgnuje go z oddaniem macierzyństwa, które stanowi cechę jej

charakteru. Pomaga jej w tym młody lekarz Pietro Pagello. Jakiej natury uczucia popychają

Aurorę w ramiona Pagella, nie silę się wyjaśniać; dosyć, iż podjąwszy sama trudy pierwszych

kroków, zostaje, podobno jeszcze przy łożu chorego Musseta, jego kochanką. Tak twierdzą

uporczywie mussetyści; sandyści oddalają ten fakt jako nazbyt ,,potworny”; pozostawiam

czytelnikom i czytelniczkom swobodę psychologizowania na ten temat. (Zaciekli mussetyści

utrzymują nawet, opierając się na podejrzanym co prawda świadectwie Pawła de Musset, iż

chory widział wręcz George Sand w objęciach Pagella, ale że później kochanka, przy pomocy

lekarza wspólnika, wmówiła weń, że to była halucynacja, ba, nawet dała do zrozumienia, iż

gdyby się upierał, byłoby to dowodem, że jest obłąkany, i pociągnęłoby odpowiednie następstwa!!...)

Spokojne i wolne od literackich subtelności uczucie Pagella nęci George Sand jako wypoczynek

po szałach poety, którego znowuż zazdrość sprowadza do stop kochanki. Tutaj następuje

okres, który w piątej części Spowiedzi dziecięcia wieku znajduje, jak się zdaje, wierne

odbicie: miłość, przyjaźń, łzy, braterstwo dusz, troje serc zespolonych jednym węzłem, licytacja

na heroizm, na poświęcenie, oto ton, jaki dla tych dwojga poetów wykarmionych na

Nowej Heloizie, dających, w zupełnej izolacji od realnego życia, swobodny bieg fantazji, stał

się chlebem powszednim. A Pagello też dostroił się do stylu i całując z rozczuleniem George

Sand, prawił o „il nostro amore per Alfredo”... Nie obyło się przedtem bez burz, w których

takie ewentualności jak zabójstwo, pojedynek, samobójstwo były na porządku dziennym: w

końcu jednak rzeczy wzięły taki obrót: Musset o d k r y w a wzajemną miłość Aurory i Pagella,

wydobywa z Włocha wyznanie i czyni ze swego szczęścia ofiarę na ołtarzu przyjaźni;

ustępuje dobrowolnie, kojarząc ręce kochającej się pary. Wszyscy troje wylewają łzy radości i

entuzjazmu, po czym Musset, wyściskany przez kochankę i przez Pagella, z którym wymienili

zaklęcia dozgonnej przyjaźni (czyż młody lekarz nie ocalił poecie życia? a teraz czyż nie

wraca mu go po raz drugi, dając szczęście ubóstwianej przez Alfreda kobiecie?), zostawia

towarzyszkę jej nowej miłości i sam wyjeżdża do Paryża.

Tak przedstawiały się poecie te sprawy już po rozstaniu i poniekąd w epoce, gdy pisał

Spowiedź dziecięcia wieku. Później, kiedy - w części pod wpływem „życzliwych” języków -

ochłonął z egzaltacji, jad podejrzeń wmieszał się w czyste wspomnienie. Jeśli Aurora była

4 Opowiadają, iż raz, skończywszy jednej nocy powieść przed upływem zwyczajnej ilości godzin pracy, natychmiast

rozpoczęła drugą, czyniąc tylko tyle przerwy ile było potrzeba na zapakowanie rękopisu i położenie na

nim adresu wydawcy.

7

kochanką Pagella już wcześniej, jeśli całe jej postępowanie było grą i miało na celu łagodne

pozbycie się Alfreda, jeśli on, w porywie wzniosłości, pobłogosławił miłość dwojga osób, które się

dawno bez tego błogosławieństwa obeszły, w takim razie, w istocie, poeta odegrał w swoich oczach

dość komiczną rolę... Daleki zresztą jestem od ironizowania sytuacji, które życie spłaszcza swoją stopą,

ale które wynikły ze szlachetnej chęci wzniesienia się ponad płaskość życia.

Na razie jesteśmy na szczytach egzaltacji. Musset, z drogi do Paryża, pisze do dawnej kochanki

gorące i tkliwe listy; ona odpowiada mu macierzyńską serdecznością. Przytoczę urywek

tej korespondencji, którą George Sand odczytywała wspólnie z oddanym Pagellem.

Musset pisze z Genui:

„...Ujrzałem się w lustrze, poznałem to samo dziecko. Cóżeś ty uczyniła, biedactwo moje

drogie? I to był człowiek, któregoś chciała kochać! Miałaś dziesięć lat cierpienia w sercu,

miałaś od dziesięciu lat nieugaszone pragnienie szczęścia, i to była trzcina, na której chciałaś

się oprzeć! Ty, ty kochałaś mnie! Mój biedny George, dreszcz mię przechodzi na tę myśl!

Byłaś przy mnie tak nieszczęśliwa! W jakież straszliwe klęski omal cię nie wtrąciłem! Długo

będę widział, George mój, tę twarz pobladłą od czuwania, która przez ośmnaście nocy pochylała

się nad mym wezgłowiem, długo będę cię widział w tej nieszczęsnej izdebce, gdzie

popłynęło tyle łez. Biedna George, biedne drogie dziecko! Omyliłaś się; uważałaś się za mą

kochankę, a byłaś jedynie moją matką. Niebo stworzyło nas dla siebie wzajem; dusze nasze,

w swej wyniosłej sferze, poznały się niby ptaki w górach; pomknęły jedna ku drugiej; ale

uścisk był za mocny. Popełnialiśmy kazirodztwo.

Tak, moja jedyna przyjaciółko, byłem dla ciebie istnym katem, przynajmniej pod koniec.

Zadałem ci wiele cierpień, ale Bogu chwała, nie zrobiłem najgorszego, co mogłem. Och,

dziecko moje, żyjesz, jesteś młoda, przechadzasz się pod najpiękniejszym niebem, wsparta na

ramieniu człowieka, którego serce jest godne ciebie. Zacny młodzieniec! Powiedz mu, że go

kocham i że nie mogę powściągnąć łez, myśląc o nim...”

Ona podejmuje ten ton. Napawając się spokojną miłością Pagella, pracując przy tym po siedem,

osiem, czasem trzynaście godzin na dobę, czuje jeszcze w sercu nadmiar tkliwości, która teraz, wyzwolona

wyjazdem poety z drażliwej komplikacji, płynie swobodnie za odjeżdżającym:

„...Czy byłam twoją kochanką, czy matką, mniejsza: czy zrodziłam w tobie miłość, czy

przyjaźń, czy byłam z tobą szczęśliwa, czy nie, wszystko to nie zmienia nic w obecnym stanie

mej duszy. Wiem, że cię kocham, to wszystko. Czuwać nad tobą, chronić cię od przeciwności,

dostarczać ci przyjemności i rozrywek, oto potrzeba, oto żal, jakich doświadczałam od

czasu, jak cię straciłam. Czemu to zadanie tak słodkie, które byłabym spełniała z taką radością,

stało się stopniowo tak gorzkie, a potem wręcz niemożliwe? Co za fatalność zmieniała w

truciznę lekarstwa, które ci podawałam? Czemu ja, która wysączyłabym wszystką krew, aby

ci dać jedną noc spokoju i wytchnienia, stałam się dla ciebie męczarnią, plagą, upiorem? Kiedy

te straszne wspomnienia nawiedzą mnie (a czyż jest godzina, w której by mnie poniechały?),

czuję się bliska szaleństwa. Oblewam poduszkę łzami, słyszę głos twój wołający mnie w

ciszy nocnej. Któż mnie zawoła teraz? Kto będzie potrzebował mego czuwania? Dla kogo

zużyję siłę, którą zgromadziłam dla ciebie, a która teraz obraca się przeciw mnie? O dziecko!

dziecko! Jak ja potrzebuję twojej tkliwości i twego przebaczenia!”

W innym liście:

„...Pagello jest prawdziwy anioł i wart być szczęśliwym... Spędzam z nim najsłodsze

chwile w dniu, rozmawiając o tobie. Ten człowiek jest taki tkliwy, taki dobry! Tak dobrze

rozumie mój smutek, szanuje go tak święcie...”

I znowuż:

„Twoje wspomnienie jest świętą relikwią, imię twoje jest uroczystym słowem, które wymawiam

wieczór w ciszy lagun, a odpowiada na nie wzruszony głos słowem słodkim, prostym

i zwięzłym, które wydaje mi się wówczas tak piękne: Io l'amo5.”

5 Kocham go.

8

Urywki z listów Musseta:

„...Pomyśl, ja mam tylko ciebie: wszystkiemu przeczyłem, wszystkiemu bluźniłem, wątpię

we wszystko, wyjąwszy w ciebie. Czy wiesz, czemu kocham tylko ciebie?... Nie łudzę się co

do żadnej z twoich wad; nie kłamiesz, oto czemu cię kocham. Przypominam sobie dobrze

ową noc... Ale, powiedz, gdyby nawet wszystkie podejrzenia były prawdą, i w czym mnie

oszukiwałaś? Czy mówiłaś, że mnie kochasz? Czy nie uprzedziłaś mnie? Czy miałem jakie

prawo? O, dziecię ukochane, wówczas, gdyś mnie kochała, czyś mnie oszukała kiedy? Czyż

mogłem ci uczynić najlżejszą wymówkę przez tych siedem miesięcy, które widywałem cię

dzień po dniu? I gdzież jest człowiek tak nikczemny, aby winić o przewrotność kobietę, która

ceni go na tyle, aby go uprzedzić, że godzina jego nadeszła? Kłamstwo, oto czym się brzydzę

i co mnie czyni najpodejrzliwszym z ludzi, może najnieszczęśliwszym. Ale ty jesteś równie

szczera jak szlachetna i dumna. Oto czemu wierzę w ciebie i będę cię bronił przeciw całemu

światu, do ostatniego tchu.

...Wiesz, co mnie zachwyciło w twoim liście? Sposób, w jaki mówisz o Pagellu, o jego

dbałości o ciebie, o twoim przywiązaniu, szczerość, z jaką pozwalasz czytać mi w swym sercu...

Wierzaj, kobieta tak mówiąca o nowym kochanku temu, którego rzuca i który kocha ją

jeszcze, daje mu najwyższy dowód szacunku, jaki mężczyzna może otrzymać od kobiety.”

O, Janie Jakubie, zaiste, twoje ziarno nie padło na opokę!

„…Powiedz Pagellowi, że dziękuję mu za to, że cię kocha i czuwa nad tobą. Czyż to nie

jest najpocieszniejsza rzecz w świecie to uczucie? Kocham tego chłopca prawie talk jak ty:

wytłumacz to, jak umiesz. Jest przyczyną, iż straciłem cały skarb mego życia, a kocham go,

jak gdyby mi go dał. Nie chciałbym was widzieć razem, a szczęśliwy jestem myśląc, że jesteście

razem. Och, mój aniele, mój aniele, bądź szczęśliwa, wówczas i ja będę szczęśliwy...”

Pagello nie pozostaje nieczuły na te wylewy. Oto urywek z jego listu:

„Drogi Alfredzie, nie pisaliśmy jeszcze do siebie, może dlatego, że żaden z nas nie chciał

być pierwszy. Ale to w niczym nie uszczupla wzajemnego przywiązania, które zawsze nas

będzie spajało węzłem tak wzniosłym, a niezrozumiałym dla świata...”

Mimo tej harmonii trojga dusz George Sand odczuwa niekiedy w objęciach Pagella tęsknotę

za burzliwą miłością poety, która tak szczelnie umiała wypełnić jej życie:

„...Przywykłam do entuzjazmu i brakuje mi go niekiedy... Tutaj nie jestem panią Sand; poczciwy

Pietro nie czytał Lelii i nie sądzę, aby z niej coś zrozumiał. Pierwszy raz w życiu kocham

bez namiętności.

Otóż ja potrzebuję cierpieć dla kogoś; potrzebuję zużyć ten nadmiar energii i czucia, jaki

jest we mnie. Potrzebuję dać pokarm tej macierzyńskiej troskliwości, która przywykła czuwać

nad cierpiącą i znużoną istotą. Och! czemuż nie mogę żyć między wami dwoma, czemu nie

mogę dawać wam szczęścia nie należąc do żadnego z was.”

Tu zaczyna się nowy akt romantycznej tragikomedii. George Sand wraca do Paryża i z

osobliwym, jak na tak rozumną kobietę, brakiem orientacji, wlecze za sobą Pagella. Jedną z

pobudek podróży Pagella, jest chęć „uściskania Alfreda”, który również gorąco go do tego

zachęca. Od pierwszego dnia . fikcja tej wzniosłej „trójcy”, wyrojona w egzotycznych warunkach

w Wenecji, staje się niemożliwą: życie spłaszcza ją i wykrzywia. Nicość biednego Włocha,

który na tle lagunów odniósł triumf nad poetą, ujawnia się w sceptycznej atmosferze Paryża

zbyt jaskrawo. Pagello, nie czując gruntu pod nogami, robi się drażliwy, zazdrosny: nie

wie, co z sobą począć w tym artystycznym światku, w którym kochanka jego odnalazła się jak

w swoim żywiole: George Sand wymyka mu się, Musset jest uprzejmy, ale sztywny; w dodatku

Włoch jest kuso z pieniędzmi, mieszka osobno w nędznym hoteliku... Aby zabić czas i

spożytkować tę niewczesną podróż, Pagello uczęszcza do szpitali paryskich.

Spotkanie Musseta z George Sand rozpaliło na nowo w sercu poety wszystkie ognie. Postanawia

uciec, opuścić kraj na zawsze; jakoż w istocie wyjeżdża do Badenu, ale jedynie po

to, aby stamtąd pisywać coraz płomienniej:

9

„...Nigdy żaden człowiek nie kochał tak, jak ja cię kocham. Tonę, pławię się w miłości; nie

wiem już, czy żyję, czy jem, czy chodzę, czy oddycham, czy mówię: wiem, że kocham. Ach,

jeśli miałaś przez całe życie niewygasłe pragnienie szczęścia, jeśli to jest szczęście być kochaną,

jeśli kiedy prosiłaś o nie Boga, och ty, moje życie, moje dobro, moja ubóstwiana,

spójrz na słońce, na kwiaty, na zieloność, na świat! Jesteś kochaną, powiedz to sobie, tak jak

Bóg może być kochany przez swoich lewitów, wyznawców, męczenników. Umieram z miłości,

miłości bez końca, bez nazwy, szalonej, rozpaczliwej, zatraconej; kocham cię, uwielbiam,

ubóstwiam aż do ostatniego tchu! Nie, nie wyleczę się. Nie, nie będę próbował żyć; i wolę to;

umrzeć kochając cię, to więcej warte niż żyć. Dużo dbam o to, co ludzie powiedzą! Powiedzą,

że masz innego kochanka. Wiem o tym, płacę to życiem. Ale ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rumian.htw.pl
  •  
     
    Linki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates