Antologia SF - Spotkanie w ...

Strona startowa
Antologia SF - Spotkanie w przestworzach 02, Biblioteka
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->ANTOLOGIASPOTKANIEWPRZESTWORZACHTOM2DATAWYDANIA1982Spis treściAndrzej Milczarek - SEN 3Jerzy Misiec - LABIRYNT 11Julia Nidecka - WILKI NA WYSPIE 15II 20III 25IV 35V 40VI 40VII 44VIII 47Marek Ramus - DRWALE I DZIEWCZYNA 48Marek Ramus - WITAJ W DOMU 68Marek Ramus - SPOSÓB UMIERANIA 74Maciej Parowski - BUNT ROBOTÓW 88Maciej Parowski - TAJEMNICA HRABIEGO EDWARDA 96Maciej Parowski - EKSPERTYZA 104Maciej Parowski - KRACH W BRANŻY WEKÓW 107Maciej Parowski - MUCHY 109Maciej Parowski - TO ZDARZA SIĘ CO DZIEŃ 117Zbigniew Pietrzykowski - ZBLIŻENIE 120Zbigniew Pietrzykowski - GIGANCI 128Zbigniew Prostak - PODARUNEK MORZA 134Zbigniew Prostak - KOSMICZNA BALLADA 140Marek Rustecki - KONTAKT 143Jacek Rodek, Darosław J. Toruń - JEDYNY PRAWDZIWY 148Darosław J. Toruń - HISTORIA Z NIEŻYCIOWYM ZAKOŃCZENIEM 156Andrzej Żelazny - IDEALNE ROZWIĄZANIE 168Wiktor Żwikiewicz - SINDBAD NA ROM 57 200Andrzej Milczarek - SENW dniu, w którym to się zaczęło, czułem się jeszcze gorzej niż ostatnio. Uporczywe bóle w tylnejczęści czaszki nie pozwalały zapomnieć, dlaczego znalazłem się w tym nieskazitelnie białympomieszczeniu. Doskonale pamiętałem ostre światła samochodu wyjeżdżającego niespodziewanie zzazakrętu i gwałtowny skręt, by uniknąć czołowego zderzenia z pędzącym lewą stroną szosy pojazdem. Niewidząc nic w jaskrawym świetle reflektorów, nie panując nad kierownicą, wśród chrzęstu tłuczonegoszkła staczałem się ze zbocza.Przytomność odzyskałem w szpitalu po tygodniu pustki, w której, jak koszmarny sen, przewijały sięwizje nie pozostawiające w mej pamięci żadnego śladu. Lekarze nie ukrywają zdziwienia, w jaki sposóbudało mi się wyjść cało z tej katastrofy. “Cało” - nie jest to określenie zbyt dokładne, niemal od stóp dogłów okrywa mnie gipsowy pancerz. Najgorzej jest z głową - rekonstrukcja mojej czaszki stanowiłaniemały problem dla dr. Barna - wybitnego neurochirurga. Barn nie mówi tego wyraźnie, ale sam wiem,że moja sytuacja nie jest o wiele lepsza niż wtedy, gdy przywiózł mnie tutaj sprawca wypadku. Jak mipóźniej mówił, na zakręcie wpadł w poślizg i wyrzuciło go na moją stronę. Dziwne może się wydawać,że nie czuję teraz do niego żalu czy też nienawiści za spowodowanie tego wypadku, nawet jestem mu wpewien sposób wdzięczny. Dzięki niemu odkryłem rzeczy, których istnienia nie podejrzewałbym nawet wnajbardziej fantastycznym śnie.***Tego dnia dręczyły mnie tak silne bóle głowy, że dr Barn polecił zrobić mi zastrzyk nowego,wypróbowanego już z rewelacyjnymi wynikami na zwierzętach, środka uśmierzającego. Specyfik bytrzeczywiście doskonały, już po kilku minutach poczułem się znacznie lepiej. Jednocześnie jednakzacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że coś nie jest w porządku, zasypiałem, ale nie było to normalnezapadanie w sen. Czułem jak w całym cieie rozchodzi mi się przenikliwe zimno, bezwład ogarniawszystkie mięśnie. W mroku, który zaczął mnie zalewać, przestawałem widzieć otaczające mnie sprzęty.Tak wyobrażałem sobie nadejście śmierci.Po pewnym czasie w ciemności zaczęły się pojawiać barwne plamy, wyłaniać jakieś kształty.Opuściło mnie dręczące uczucie zimna i bezwładu. Mrok ustąpił miejsca przytłumionemu światłu.Rozejrzałem się wokoło i zamarłem ze zdziwienia...Znajdowałem się w rozległym ogrodzie przypominającym scenerię z “Opowieści Wschodu” Wilsona.Jak sięgnąć okiem, rozciągały się trawniki i klomby poprzecinane ścieżkami i żywopłotami.Gdzieniegdzie wyrastały kępy krzewów obsypanych kolorowymi kwiatami. Między drzewami widziałemstada zwierząt przypominających gazele, doleciał mnie śpiew niezliczonych ptaków siedzących nagałęziach. Najbardziej jednak zaskoczył mnie fakt, że zniknęły gdzieś spowijające mnie bandaże. Zniedowierzaniem poruszyłem rękoma i wstałem spod drzewa, w cieniu którego leżałem. Nic miabsolutnie nie dolegało, czułem się nadzwyczaj dobrze. Niesamowita historia - pomyślałem -pamiętałem, że o wypisaniu mnie ze szpitala nie było jeszcze nawet mowy.Rozejrzałem się. Niedaleko, na niewielkim wzgórzu spostrzegłem biały, nieduży dom, typowy wiejskidworek spotykany często w moich rodzinnych stronach, w Kornwalii. Na trawniku przed domem stał stół,a przy nim siedziało dwoje ludzi - mężczyzna i kobieta. Miałem nadzieję, że będą w stanie udzielić miodpowiedzi na dręczące mnie pytania. Zastanawiająca była ta okolica - nie słyszałem nigdy o zestawieniuangielskiej posiadłości wiejskiej z ogrodami Harun-al-Raszyda. Z drugiej strony podobny ogródwidziałem u pewnego radży w Indiach, kiedy odwiedziłem swojego dalekiego kuzyna.Zacząłem już rozróżniać rysy ludzi, ku którym szedłem. Z każdym krokiem widziałem ich lepiej - i zkażdym krokiem narastała we mnie pewność, że gdzieś ich już widziałem. Nie ulegało wątpliwości, że jarównież stanowię przedmiot ich obserwacji, a nawet oczekują mego przybycia. Zbliżyłem się do stolika.Kobieta uśmiechnęła się i powiedziała:- Nareszcie jesteś. Długo na ciebie czekaliśmy.- Czy my się znamy? - zapytałem zdziwiony. Dlaczego miała pewność, że znajdę się właśnie tutaj?Kobieta spojrzała na mnie z nieukrywanym smutkiem.- Nie powiesz przecież, że zapomniałeś już swoich rodziców! Nagły błysk przypomnienia - kominekw mieszkaniu ciotki Lizy, fotografia dwojga młodych ludzi i głos ciotki - “Zapamiętaj ich, to są twoirodzice”.- To niemożliwe! - niemal krzyknąłem. - Oni zginęli dwadzieścia lat temu w wypadku samolotowym!Tym razem odezwał się mężczyzna:- To prawda, synu, w rzeczywistości zginęliśmy przeszło dwadzieścia lat temu, ale teraz żyjemy wtwojej wyobraźni...Wydawało mi się, że śnię jakiś koszmar. Sytuacja była tak paradoksalna, że zakrawała na narkotycznehalucynacje. Facet, który pozszywany przez specjalistów budzi się z “przerwą w życiorysie” w cudzymogrodzie i spotyka ludzi podających się za jego dawno nieżyjących rodziców... Kto w to uwierzy?- Czy moglibyście wytłumaczyć, w jaki sposób się tu znalazłem i co to za miejsce? Poza tym nielubię, kiedy obce osoby w moim wieku mówią do mnie synu!Kobieta łagodnie posadziła mnie w wyplatanym fotelu.- Nie denerwuj się Fil, wszystko ci wyjaśnimy, tylko najpierw musisz odpocząć. Napij się kawy, a myzaraz wrócimy. - To mówiąc wzięła mężczyznę pod rękę i wolno udali się w stronę domu.Machinalnie wziąłem do ręki filiżankę. Zastanowił mnie jej wzór, kiedyś, gdy próbowałem swoich siłw zdobnictwie, chciałem opracować coś podobnego. Dawne czasy... Rodzice. Niewiele o nichwiedziałem, zginęli, gdy byłem jeszcze dzieckiem. W pamięci pozostały mi tylko strzępki wspomnień -ojciec naprawiający mój rower, silne, opalone ręce wprowadzające mnie w zadziwiający świat,pocałunki matki... A jednak jest w tych ludziach coś, co każe im wierzyć, choćby nawet to, co mówią,wyglądało na czystą fantazję. Już wtedy, gdy tu szedłem, miałem niejasne przeczucie, że kiedyś ichwidziałem. Moi rodzice... Nie, to zupełny nonsens! Spostrzegłem, że znowu siedzą w fotelach, niezauważyłem nawet, kiedy wrócili. Wstrząsnął mną widok małego chłopca, który był teraz z nimi. Jegotwarz... To byłem ja! Tak właśnie wyglądałem, kiedy miałem około pięciu lat!- Tak Filipie, nie mylisz się - przerwała milczenie matka (chyba jestem szalony, ale ta kobietarzeczywiście była moją matką) - takim zapamiętałeś siebie w dniu swoich piątych urodzin, kiedy stojącprzed lustrem myślałeś, jak będziesz wyglądał jako dorosły.- Nadszedł czas, by wytłumaczyć ci sprawy, których nie rozumiesz - dodał ojciec widząc mojezdumienie. - Myślisz, że wszystko ci się tylko wydaje. Skąd taki brak wiary we własne zmysły - widzisznas przecież, możesz nas dotknąć, istniejemy. Istniejemy w twojej wyobraźni, ty również się teraz w niejznalazłeś. Przekroczyłeś barierę, która oddziela świat twojej wyobraźni od świata rzeczywistego,zapewne dzięki temu zastrzykowi. Bywałeś już tutaj we śnie, ale wątpię, czy zachowałeś w pamięci te [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rumian.htw.pl
  •  
     
    Linki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates