Anne Rice - Kroniki Wampirze - 03 - ...

Strona startowa
Anne Rice - Kroniki Wampirze - 03 - Królowa Potępionych (1), Anne Rice
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anne Rice
Królowa Potępionych
1
* * *
Królowa Akasha budzi się z trwającego sześć tysięcy lat snu, uwalniając potęgi nocy
z pokrytych lodem szczytów Nepalu. Zło przypuszcza atak na zatłoczone, prażone
słońcem ulice Florydy. Akasha miała całą wieczność na uknucie przebiegłego planu,
który ma „uratować” ludzkość i zniszczyć Lestata.
* * *
Ta książka jest dedykowana z miłością
Stanowi Rice’owi, Christopherowi Rice’owi
i Johnowi Prestonowi,
a także pamięci moich ukochanych redaktorów:
Johna Doddsa i Williama Whiteheada
Królik tragiczny
Oto rysunek, królik tragiczny.
Uszy w błocie jak młode zielone kukurydze.
Czarnego czoła lusterko odbija gwiazdy.
Rysunek na mojej ścianie, samotny,
jak to z zającami bywa
lub nie. Tłuste czerwone policzki -
sztuka pełnym pyszczkiem - nos drży
nawykiem nie do przezwyciężenia.
I ty królikiem możesz być; zielony i czerwony
twój grzbiet, niebieska ludzka wątła pierś.
Lecz jeśli kiedyś znęci cię królicza postać,
Prawdziwego Ciała strzeż się, ono
strąci cię z tragicznego konia,
2
przeniknie tragiczne szeregi niczym zjawa
marmur; twoje rany zasklepią się
tak szybko, że
woda zbieleje z zazdrości.
Króliki namalowane na białym papierze
przemogą wszelkie czary, na nic króliczy chów,
i uszy - kukurydze rogową zalśnią silnią.
Więc strzeż się smaku tragicznego życia -
bo w tej króliczej paści
każda barwa błyszczy niczym słońca miecz,
a Najwyższy wcielił się w nożyczki, czy tego chcesz czy nie.
Stan Rice „Owieczka nie byle jaka” (1975)
3
Jestem Lestat. Wampir. Pamiętacie mnie? Tego wampira, - który stał się idolem
rocka i spłodził autobiografię? Tego o blond włosach, szarych oczach i nienasyconym
głodzie sławy? Pamiętacie, chciałem być symbolem zła w świetlistym stuleciu, w
którym nie ma miejsca na takie wcielone zło jak ja. Nawet doszedłem do wniosku, że
mogę zrobić coś dobrego w tej skórze - grając czarta na deskach estrady.
Właśnie zaczęło mi się powodzić, kiedy rozmawialiśmy po raz ostatni. Byłem po
debiucie w Nowym Jorku - pierwszym koncercie na żywo moim i mojej grupy
śmiertelników. Nasz album odniósł wielki sukces. Moja autobiografia była
rozchwytywana, zarówno przez umarłych, jak i przez nieumarłych.
Wtem nastąpiło coś całkowicie nieoczekiwanego. Hm, przynajmniej dla mnie. Kiedy
się rozstawaliśmy, wisiałem na przysłowiowej krawędzi przepaści.
No cóż, jest po wszystkim - mam na myśli dalsze wypadki. Oczywiście przeżyłem. W
przeciwnym razie nie rozmawiałbym z wami. A kosmiczny pył w końcu osiadł i małe
rozdarcie w tkaninie racjonalnej wiary zostało zaszyte; a przynajmniej zasłonięte.
Teraz, gdy mam to już za sobą, jestem trochę bardziej smutny, trochę bardziej
wredny, a także trochę bardziej czujny. Jestem również nieskończenie bardziej
potężny, chociaż człowiek, który we mnie żyje, jest bliżej świata niż kiedykolwiek
przedtem - ta niespokojna, głodna istota, darząca jednocześnie miłością i
nienawiścią niepokonaną nieśmiertelną muszlę, w której mnie zamknięto.
A głód krwi? Nienasycony; chociaż sama krew nigdy nie była mi bardziej
niepotrzebna. Możliwe, że teraz potrafiłbym już bez niej funkcjonować. Ale żądza,
którą budzi we mnie wszystko, co żyje, powiada mi, iż nigdy nie wystawię się na
próbę owego postu.
Zresztą rzecz nie sprowadza się do potrzeby krwi, chociaż krew to coś najbardziej
zmysłowego, czego żywa istota mogłaby pożądać; chodzi o niepojętą intymność tego
momentu - chwili, w której pijesz, zabijasz - chodzi o ten wielki taniec dwóch serc,
kiedy ofiara słabnie, a ja czuję, że rosnę, łykając śmierć, przez ułamek sekundy
jaśniejącą, ogromną jak życie.
Jednak to zwodnicze wrażenie. Żadna śmierć nie dorównuje życiu... i pewnie dlatego
wciąż o nim mówię, no nie? Jestem teraz tak daleko od zbawienia jak nigdy. A fakt,
że o tym wiem, przysparza mi tylko więcej bólu.
Oczywiście nadal mogę uchodzić za człowieka; wszyscy z naszych to potrafią, tak
lub inaczej, bez względu na to, jak ciężki bagaż lat dźwigamy. Podniesiony kołnierz,
kapelusz nasunięty na czoło, ciemne rękawiczki, ręce w kieszeniach - ot, i cała
sztuczka. Teraz lubię wskakiwać w dopasowane skórzane kurtki i wąskie dżinsy - to
wygodny kostium. A zwykłe traktory z czarnej skóry znakomicie nadają się do
chodzenia po każdej nawierzchni. Jednak od czasu do czasu noszę coś bardziej
4
wyszukanego, na przykład jedwabie lubiane przez ludzi w tym kraju o ciepłym,
południowym klimacie, gdzie teraz zamieszkuję.
Gdy już ktoś zaczyna mi się przyglądać zbyt natarczywie, wtedy wystarczy miły
telepatyczny komunikacik: „Jestem całkowicie normalny, nie ma żadnej sprawy”.
Uśmiecham się promiennie w swoim najlepszym stylu, ładnie chowając kły, i
śmiertelny oddala się swoją drogą.
Od czasu do czasu odrzucam wszelkie kostiumy; wychodzę na miasto dokładnie taki,
jaki jestem. Długie włosy, aksamitna kurtka, której pieszczotliwy dotyk przywodzi mi
na myśl dobre stare czasy, i kilka szmaragdowych pierścieni na palcach prawej dłoni.
Idę szybko przez centrum tego cudownego, zepsutego południowego miasta lub
włóczę się plażami, stąpając po piaskach, które lśnią bielą jak księżyc, i wdychając
ciepłą południową bryzę.
Muskają mnie tylko przelotne spojrzenia. Wokół dzieje się zbyt wiele
niewytłumaczalnych spraw; pochłaniają nas koszmary, groźby, tajemnice, a potem w
niewytłumaczalny sposób rozczarowują. Wracamy znowu do zgiełku
przewidywalnego. Królewicz nie przybędzie i wszyscy o tym wiedzą, a Śpiąca
Królewna chyba już umarła.
Podobnie jest z innymi, którzy przeżyli wraz ze mną i dzielą się tym upalnym
zakątkiem rozpasanej zieloności na krawędzi świata - południowo-wschodnim
wypustkiem Ameryki Północnej, połyskliwą metropolią Miami, rozkosznym terenem
łowieckim złaknionych krwi nieśmiertelnych, jeśli kiedykolwiek było takie miejsce.
Dobrze jest mieć obok siebie tych innych; prawdę mówiąc, to zasadnicza sprawa i
jak mi się zawsze wydawało, niezbędna; zacny sabat wybitnej, wytrzymałej
starszyzny i zuchwałej młodzieży.
Lecz cóż, męka anonimowości pośród śmiertelnych nigdy nie była gorsza dla tego
chciwego potwora, którym jestem. Łagodny szmer nieśmiertelnych głosów nigdy nie
zdoła mnie wytrącić ze splinu. Smak sławy pośród śmiertelnych jest zbyt
uwodzicielski - albumy płytowe w witrynach, wielbiciele skaczący i klaszczący przed
sceną. Nieważne, że wcale nie wierzyli w to, iż naprawdę nie jestem wampirem; w
tamtej chwili byliśmy razem. Skandowali moje imię!
Teraz albumy płytowe zniknęły i nigdy już nie usłyszę tamtych piosenek. Książka
pozostanie - obok „Wywiadu z wampirem” - pod bezpieczną maską beletrystyki i
może tak właśnie być powinno. Dość kłopotów sprawiłem swoją osobą. Jeszcze się o
tym przekonacie.
Klęska - oto, do czego udało mi się doprowadzić moimi gierkami! Ja, wampir, który
wreszcie dostał tę wymarzoną szansę, aby w najbardziej odpowiedniej chwili stać się
bohaterem i męczennikiem...
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rumian.htw.pl
  •  
     
    Linki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates