Amanda Quick - Vanza 03 - Zjawa

Strona startowa
Amanda Quick - Vanza 03 - Zjawa, Quick Amanda
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
QUICK AMANDA -
Zjawa
tytuł oryginału: „WICKED WIDOW”
przełożyła: Katarzyna Molek
tekst wklepał:
* * *
Margaret Gordon, Bibliotekarce Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz, z podziękowaniami
* * *
Prolog pierwszy
Senny koszmar...
Pożar się rozprzestrzeniał. Płomienie z sykiem przedzierały się tylnymi schodami w dół. Ogień
oświetlał hol piekielnym blaskiem. Nie było czasu do stracenia. Podniosła klucz, który wypadł jej z
drżących palców, i jeszcze raz spróbowała wsunąć go w zamek w drzwiach sypialni.
Martwy mężczyzna, leżący obok niej w kałuży krwi, roześmiał się. Znów upuściła klucz.
Drugi prolog
Zemsta...
Artemis Hunt wsunął ostatni z trzech breloczków od dewizki do trzeciej koperty i położył ją obok
dwóch leżących już na biurku. Przez dłuższy czas przyglądał się kopertom opatrzonym adresami
trzech mężczyzn.
Od dłuższego już czasu realizował plan zemsty, ale dopiero teraz przygotował wszystkie jego
elementy. Pierwszym krokiem było wysłanie listów do trzech mężczyzn, listów, które pozwolą im
poznać smak strachu; sprawią, by nocą, w ciemności i mgle, z lękiem oglądali się za siebie. Drugi
krok miał polegać na uruchomieniu zmyślnej finansowej operacji, w wyniku której wszyscy trzej
-znajdą się na krawędzi materialnej ruiny.
Prościej byłoby ich zabić. Zasłużyli na to, a Artemisowi, z jego wyjątkowymi umiejętnościami, nie
sprawiłoby to trudności. Niczego nie ryzykował. Był w końcu mistrzem. Chodziło mu jednak o to,
by ci trzej mężczyźni odcierpieli za to, co zrobili. Chciał, by najpierw dręczyła ich niepewność, a
potem strach. Chciał pozbawić ich pewności siebie i poczucia bezpieczeństwa, jakie gwarantowała
im przynależność do wyższych sfer. Na koniec pragnął pozbawić ich materialnych środków,
umożliwiających im lekceważenie tych, którzy zrządzeniem losu urodzili się w mniej szczęśliwych
okolicznościach.
Zanim zemsta się dokona, muszę mieć dość okazji, by się
przekonać, że zostali całkowicie skompromitowani w oczach świata, rozmyślał. Będą zmuszeni do
opuszczenia Londynu,
i to nie tylko po to, by umknąć przed wierzycielami, ale by uniknąć bezlitosnych szyderstw
towarzystwa. Zostaną wykluczeni z klubów. Nie tylko stracą możliwość korzystania z
przyjemności i przywilejów swojej sfery, ale i szansę
uratowania zagrożonej pozycji przez korzystne małżeństwo. Na koniec, być może, dojdą do takiego
stanu, że zaczną
wierzyć w duchy. Od śmierci Catherine minęło pięć lat. To dostatecznie wiele czasu, by ci trzej
rozpustnicy poczuli się całkowicie bezpieczni. Zapomnieli już zapewne o wydarzeniach tamtej
nocy. Listy zawierające breloczki zachwieją ich pewnością, że przeszłość jest równie martwa jak
młoda kobieta, którą doprowadzili do zguby.
Postanowił dać im kilka miesięcy na to, by przywykli do
nieustannego oglądania się za siebie. Potem wykona następny krok. Postara się, by osłabła ich
czujność, a wówczas znów uderzy.
Artemis wstał, podszedł do stołu, na którym stała kryształowa karafka. Napełnił kieliszek brandy i
wzniósł w myślach toast dla uczczenia pamięci Catherine.
- Już niedługo - obiecał nawiedzającej go zjawie. -Zawiodłem cię za życia, ale przysięgam, że teraz
tego nie powtórzę. Długo czekałaś na akt zemsty. Dopełnię go. Tylko to mogę dla ciebie zrobić.
Wierzę, że kiedy nadejdzie ta chwila, oboje będziemy wolni. Wypił brandy i odstawił kieliszek.
Czekał przez chwilę, ale nic się w nim nie zmieniło.
Nadal czuł w sobie chłód i pustkę, te same uczucia, które dręczyły go przez minione pięć lat. Od
dawna już przestał wierzyć, że kiedykolwiek będzie szczęśliwy. Nabrał nawet
przekonania, że mężczyzna o jego usposobieniu nie może
osiągnąć tego rodzaju błogiego stanu. Nieraz przekonał się z własnego doświadczenia, że szczęście
jest iluzją, podobnie jak wszelkie inne silne uczucia. Miał jednak nadzieję, że zemsta przyniesie mu
pewien rodzaj satysfakcji, a być może również zapewni spokój.
Na razie nie odczuwał niczego poza nieodpartym pragnieniem, by śledzić rezultaty swoich działań.
Zaczął podejrzewać, że się w tym zatracił. Tak czy inaczej musiał zakończyć to, co rozpoczął tymi
trzema listami. Nie miał wyboru. Wtajemniczeni nazywali go Sprzedawcą Marzeń. Postanowił
udowodnić tym trzem rozpustnikom, którzy zamordowali Catherine, że może również
sprzedawać koszmary.
Krążyły pogłoski, iż zamordowała męża tylko dlatego, że jej nie odpowiadał. Mówiono, że
podpaliła dom, by zatrzeć ślady swej zbrodni. Mówiono, że chyba jest obłąkana. We wszystkich
klubach St. James Street przyjmowano zakłady. Oferowano tysiąc funtów mężczyźnie, który
odważy się spędzić noc z Niebezpieczną Wdową i przeżyje, by potem wszystko opowiedzieć.
Wiele krążyło opowieści o tej damie. Artemis Hunt znał je, gdyż zawsze starał się być o wszystkim
dobrze poinformowany. W całym Londynie miał swoich informatorów i szpiegów, którzy
przekazywali mu plotki i domysły zawierające okruchy prawdy. Niektóre raporty, spływające na
jego biurko, opierały się na faktach, niektóre okazywały się wysoce prawdopodobne, inne były
całkiem fałszywe. Precyzyjne ich przeanalizowanie wymagałoby wiele czasu i wysiłku, nie
weryfikował ich więc zbyt dokładnie. Większość po prostu ignorował, gdyż nie miały związku z
jego osobistymi sprawami. . Do dzisiejszego wieczoru nie miał powodu, by bliżej interesować się
plotkami krążącymi wokół Madeline Deveridge. Nie obchodziło go, czy ta dama wyprawiła męża
na tamten świat. Był zajęty innymi sprawami. Aż do dziś nie zajmował się niczym, co dotyczyło
Niebezpiecznej Wdowy. Teraz jednak okazało się, że to ona zainteresowała się nim. Niemal każdy
uznałby to za wyjątkowo zły omen. On jednak wydawał się ubawiony odkryciem, że ten fakt go
zaintrygował. Było to jedno z najbardziej interesujących zdarzeń, jakie spotkało go od bardzo
dawna. Pomyślał, że świadczy to o tym, jak mało urozmaicone prowadził ostatnio życie. Stał na
ciemnej ulicy i z zainteresowaniem patrzył na mały, majaczący opodal we mgle, elegancki
powozik. Lampy pojazdu tajemniczo lśniły w kłębiącej się wokół mgle. Zaciągnięte zasłony
skrywały jego wnętrze. Konie stały spokojnie. Na koźle siedział potężny woźnica. Artemis
przypomniał sobie powiedzenie zasłyszane od mnicha, w świątyni na wyspie Vanzagara, który
uczył go dawnej filozofii i sztuki walki Vanza: „Życie przypomina nieustającą ucztę, na której
daniami są rozliczne okazje. Mądrość polega na tym, by ocenić, które są smaczne, a które trujące”.
Usłyszał zza pleców odgłos otwieranych drzwi klubu. Cofnął się głębiej w cień i patrzył na dwóch
mężczyzn idących chwiejnym krokiem w dół schodów. Wgramolili się do czekającej na nich
dorożki i kazali się zawieźć do jednej z jaskiń gry w dzielnicy rozpusty. Każdy sposób jest dobry,
by walczyć z nudą. A ci dwaj najwyraźniej byli gotowi zrobić wszystko, aby ją pokonać. Gdy stara
dorożka odjechała, Artemis znów spojrzał na mały powozik, ledwie widoczny w ciemności.
Problem z filozofią i sztuką walki Vanza polegał na tym, że nie pozostawiały one miejsca na
ludzki czynnik ciekawości. A przynajmniej jego ciekawości. Podjął decyzję. Powoli ruszył w
stronę powozu Niebezpiecznej Wdowy. Lekki niepokój, jaki odczuwał, był jedynie słabym
ostrzeżeniem, że może żałować podjętej decyzji. Zignorował to uczucie. Stangret poruszył się na
koźle i z uwagą przyglądał się nieznajomemu.
- Czym mogę panu służyć, sir? - zapytał, gdy Artemis zatrzymał się obok niego. W pytaniu tym,
wypowiedzianym z należytym szacunkiem, Artemis wyczuł ostrzeżenie. Nie ulegało
wątpliwości, że mężczyzna, ubrany w płaszcz z peleryną, w kapeluszu nisko nasuniętym na
oczy, pełni nie tylko rolę stangreta, ale i przybocznego strażnika.
- Nazywam się Hunt. Artemis Hunt. Jestem umówiony tu z pewną damą.
- To pan, tak? - Wyraz napięcia nie zniknął z twarzy mężczyzny, a nawet nieco się spotęgował.
- Proszę wejść. Pani Deveridge czeka na pana. Artemis uniósł lekko brwi, słysząc to wygłoszone
stanowczym tonem polecenie, ale nic nie odrzekł. Sięgnął do klamki i otworzył drzwi powozu.
W słabym żółtawym świetle wewnętrznej lampy zobaczył kobietę siedzącą na czarnych
aksamitnych poduszkach. Ubrana była w elegancko uszyty czarny płaszcz, pod którym miała
czarną suknię. Spoza czarnej woalki przeświecała jej blada twarz. Zauważył, że jest szczupła. Po
jej postawie, wyrażającej zarówno pewność siebie, jak i grację, widać było, że nie jest to
nieobyta młoda dziewczyna. Artemis pomyślał, że powinien był poświęcić więcej uwagi
krążącym wokół niej plotkom, których strzępy docierały do niego w ciągu minionego roku.
Trudno, teraz było na to zbyt późno.
- Bardzo się cieszę, że pan tak szybko zareagował na mój liścik, panie Hunt. Czas ma tu szczególne
znaczenie. Jej niski, gardłowy głos wywołał w nim iskierkę zmysłowego niepokoju. Niestety,
chociaż słowa kobiety wskazywały na pewne napięcie, nie wyczuwał w nich obietnicy
zmysłowych przeżyć. Najwyraźniej Niebezpieczna Wdowa nie wabiła go do swego powozu z
zamiarem spędzenia z nim szalonej, beztroskiej nocy. Artemis usiadł i zamknął drzwi.
Zastanawiał się, czy powinien doznać ulgi, czy czuć się rozczarowany.
- Wiadomość od pani dotarła do mnie w chwili, gdy miałem w ręku karty zapewniające mi wysoką
wygraną - powiedział. -Mam nadzieję, że to, co od pani usłyszę, będzie warte więcej niż te
kilkaset funtów, z których zrezygnowałem, żeby się z panią spotkać. Kobieta przez chwilę
milczała. Zauważył, że mocniej zacisnęła dłonie w czarnych skórkowych rękawiczkach na
czarnej torbie spoczywającej na jej kolanach.
- Pozwoli pan, że się przedstawię, sir. Jestem Madeline Reed Deveridge.
- Wiem, kim pani jest, pani Deveridge. Skoro pani też wie, kim jestem, możemy oszczędzić sobie
formalności i przystąpić do rzeczy.
- Tak, oczywiście.
- Jej oczy za gęstą woalką rozbłysły w taki sposób, że mogło to oznaczać irytację.
- Mniej więcej przed godziną moja pokojówka, Nellie, została porwana w pobliżu zachodniej
bramy Pawilonów Marzeń. Pan jest właścicielem tych ogrodów rozrywki, rozumiem więc, że
spoczywa na panu odpowiedzialność za kryminalne czyny, które zdarzają się w obrębie lub
sąsiedztwie pańskiej posiadłości. Chcę, żeby pomógł mi pan odnaleźć Nellie. Artemis poczuł się
tak, jak gdyby wpadł do lodowatej wody. Ona wie o moich powiązaniach z Pawilonami Marzeń!
Jak to możliwe? Kiedy otrzymał jej liścik, rozważał różne powody tego niezwykłego rendez-
vous, ale żaden z nich nie wiązał się z Pawilonami. W Jaki sposób ta kobieta dowiedziała się, że
jestem właścicielem tych ogrodów? Zdawał sobie sprawę z ryzyka wiążącego się z
ujawnieniem tej tajemnicy. Uważał jednak, że jest tak biegły w strategii ukrywania, że nikt... no,
może któryś z mistrzów Vanza... nie zdoła poznać prawdy. Tyle tylko, że nie było powodu, by
którykolwiek z nich interesował się jego sprawami.
- Panie Hunt? - Głos Madeline przybrał nieco ostrzejszą barwę.
- Czy pan słyszał, co powiedziałam? - Każde słowo, pani Deveridge.
- Żeby ukryć irytację, celowo przybrał ton, jakiego można by oczekiwać od znudzonego
dżentelmena.
- Muszę jednak przyznać, że niczego nie rozumiem. Przypuszczam, że udała się pani pod
niewłaściwy adres. Jeśli istotnie pani pokojówka została uprowadzona, powinna pani kazać
stangretowi pojechać na Bon Street. Tam niewątpliwie uda się pani wynająć detektywa, który ją
odszuka. Tutaj, na St. James, preferujemy inne, mniej uciążliwe, pościgi.
- Niech pan nie próbuje ze mną sztuczek w stylu Vanza, sir. Nie obchodzi mnie to, że jest pan
mistrzem. Jako właściciel Pawilonów Marzeń jest pan zobowiązany zapewnić bezpieczeństwo
swojej klienteli. Oczekuję od pana podjęcia natychmiastowych działań w celu odszukania
Nellie.
Wie, że jestem wtajemniczony w sztuki walki Vanza. Jest to jeszcze bardziej niepokojące niż fakt,
że orientuje się, kto jest właścicielem Pawilonów. Chłód, który poczuł początkowo w okolicy
serca, zaczął się rozprzestrzeniać. Wyobraził sobie nagle, że cały misternie przygotowany przez
niego plan może lec w gruzach. Ta niezwykła kobieta zdobyła w jakiś sposób zbyt wiele informacji
o nim, a to było już niebezpieczne. Uśmiechnął się, żeby ukryć furię i zaniepokojenie.
- Ogromnie jestem ciekawy, w jaki sposób doszła pani do przekonania, że mam powiązania z
Pawilonami Marzeń i Towarzystwem Vanzagarian?
- To jest zupełnie bez znaczenia, sir.
- Myli się pani, pani Deveridge - powiedział wyjątkowo miękko.Dla mnie ma to znaczenie. Coś w
głosie Artemisa ją poruszyło. Po raz pierwszy od momentu, gdy wszedł do powozu, zawahała
się. Najwyższy czas, pomyślał. Kiedy jednak zdecydowała się odpowiedzieć, jej głos zabrzmiał
wyjątkowo spokojnie.
- Doskonale wiem, że jest pan nie tylko członkiem Towarzystwa Vanzagarian, ale i mistrzem, sir.
Wiedząc o panu aż tyle, potrafię lepiej widzieć pewne sprawy. Ludzie, którzy zgłębili filozofię
Wanza, rzadko są tacy, na jakich wyglądają. Wykazują zamiłowanie do stwarzania pozorów i
często bywają ekscentryczni. To było sto razy gorsze od tego, czego się obawiał.
- Rozumiem. Czy mogę zapytać, kto pani aż tyle o mnie powiedział? - Nikt mi nic nie powiedział,
sir, a w każdym razie nie w sposób, w jaki pan to rozumie. Odkryłam prawdę własnym
wysiłkiem. Do licha, to nieprawdopodobne, pomyślał.
- Czy mogłaby to pani wyrazić jaśniej?
- Nie ma teraz na to czasu, sir. Nelliejest w niebezpieczeństwie. Musi pan mi pomóc ją odszukać.
- Dlaczego miałbym się trudzić, pomagając pani znaleźć byłą pokojówkę, pani Deveridge? Jestem
pewny, że bez trudu znajdzie pani sobie inną.
- Nellie nie uciekła. Mówiłam już panu, że została uprowadzona przez jakichś złoczyńców.
Świadkiem tego zdarzenia była jej przyjaciółka, Alice.
- Alice?
- Dziś wieczór wybrały się do Pawilonów, żeby obejrzeć najświeższe atrakcje. Kiedy wychodziły z
ogrodów zachodnią bramą, dwaj mężczyźni złapali Nellie, wciągnęli ją do powozu i odjechali,
zanim ktokolwiek zauważył, co się dzieje.
- Wydaje mi się bardziej prawdopodobne, że pani pokojówka uciekła z jakimś młodzieńcem -
powiedział Artemis.Jej przyjaciółka zmyśliła tę historię po to, żeby Nellie, jeśli zmieni zdanie,
mogła wrócić na służbę u pani.
- Nonsens. Ona została porwana na ulicy. Dopiero teraz Artemis przypomniał sobie, że
Niebezpieczna Wdowa jest uważana za osobę szaloną.
- Dlaczego ktoś miałby porywać pani pokojówkę? - zadał rozsądne, jak mu się zdawało, pytanie.
- Obawiam się, że została uprowadzona przez tych nikczemnych mężczyzn, którzy sprzedają
niewinne panienki do domów publicznych.Madeline wyjęła czarną parasolkę. Dość tych
wyjaśnień. Nie mamy chwili do stracenia. Artemis myślał przez chwilę, że jego rozmówczyni
zamierza użyć ostrego szpica parasolki, by zachęcić go do akcji. Uspokoił się dopiero wówczas,
gdy Madeline stuknęła w dach pojazdu. Stangret najwyraźniej czekał na ten sygnał, gdyż powóz
natychmiast ruszył.
- Co pani, u licha, robi? - rzucił Artemis.Nie przyszło pani do głowy, że ja mogę nie życzyć sobie
odgrywać roli porwanego? - Nie przejmuję się zbytnio pana obiekcjami, sir. Madeline opadła na
oparcie siedzenia. Jej oczy błyszczały.W tym momencie najważniejsze jest dla mnie odszukanie
Nellie. Jeśli będzie to konieczne, przeproszę pana później.
- Mam nadzieję. Dokąd jedziemy?
- Na miejsce porwania. Zachodnia brama pańskich ogrodów rozrywki. Artemis zmarszczył czoło.
Ona nie sprawia wrażenia szalonej, pomyślał. Raczej osoby wyjątkowo zdecydowanej.Czego
pani ode mnie oczekuje, pani Deveridge? - zapytał.
- Jest pan właścicielem Pawilonów Marzeń. I jest pan mistrzem Vanza. Między nami mówiąc,
podejrzewam, że ma pan pewne kontakty z takimi środowiskami, które mnie są obce.
- Sugeruje pani, że mam powiązania ze środowiskiem przestępczym?
- zapytał, przyglądając się jej uważnie.
- Nigdy nie pozwoliłabym sobie na takie przypuszczenie. Miałam na myśli wyłącznie charakter i
rozległość pańskich znajomości. Interesująca była leciutka nuta szyderstwa w jej głosie.
Wyraźnie próbowała dać rozmówcy do zrozumienia, że wiele wie o jego osobistych sprawach.
Jedno było pewne: nie mógł wysiąść z tego powozu i przestać interesować się jej problemem.
Wystarczyło już to, że wiedziała o jego powiązaniach z Pawilonami, by zniweczyć
pieczołowicie przygotowane plany zemsty. Minęło uczucie ciekawości i oczekiwania. Artemis
zdawał sobie sprawę, że koniecznie musi się dowiedzieć, co wie o nim Madeline Deveridge i w
jaki sposób poznała tak starannie ukrywane fakty. Rozparł się wygodnie na czarnym
aksamitnym siedzeniu powozu i przez dłuższą chwilę przyglądał się osłoniętej woalką twarzy
kobiety.
- Dobrze, pani Deveridge - odezwał się wreszcie.Zrobię, co w mojej mocy, by pomóc pani w
odnalezieniu zagubionej pokojówki. Proszę tylko nie mieć do mnie pretensji, jeśli się okaże, że
panna Nellie wcale nie chce, by ją odnaleziono.
- Zapewniam pana, że ona czeka na ratunek - odparła Madeline, potem uchyliła zasłonkę i
spoglądała na zasnutą mgłą ulicę. Na chwilę uwagę Artemisa przyciągnęła pełna gracji ręka
przytrzymująca brzeg materiału. Zafascynował go delikatny kształt nadgarstka i dłoni. Poczuł
ledwie uchwytny zapach ziół, których zapewne używała do kąpieli. Z wysiłkiem skierował
uwagę na bardziej aktualne sprawy.
- Niezależnie od tego, jak zakończy się nasza akcja, ostrzegam panią, że będę chciał usłyszeć
szczere odpowiedzi na kilka pytań. Odwróciła głowę i spojrzała na niego.
- Odpowiedzi? Jakich odpowiedzi pan oczekuje?
- Proszę nie udawać, że pani nic nie rozumie. Jestem bardzo zaskoczony tym, że posiada pani tak
dużo informacji i że są one tak dobre. Widać, że pochodzą ze znakomitego źródła. Obawiam się
jednak, że wie pani zbyt wiele o mnie i moich sprawach. Próba była desperacka, ale Madeline
wiedziała już, że wygrała. Zetknęła się twarząw twarz z tajemniczym Sprzedawcą Marzeń,
właścicielem najbardziej popularnego londyńskiego parku rozrywki. Zdawała sobie sprawę, że
poważnie ryzykuje, dając mu do zrozumienia, że wiele o nim wie. Miał wystarczające powody,
by poczuć się zaniepokojony. Obracał się w najwyższych kręgach eleganckiego świata. Był
przyjmowany w najlepszych domach, należał do ekskluzywnych klubów. Jednakże nawet jego
fortuna nie uchroniłaby go przed kompletną klęską, gdyby w wyższych sferach odkryto, że w
ich szeregach znalazł się dżentelmen zajmujący się interesami. Musiała przyznać, że mężczyzna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rumian.htw.pl
  •  
     
    Linki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates