Alyson Noel - Nieśmiertelni 02 - ...

Strona startowa
Alyson Noel - Nieśmiertelni 02 - Błękitna Godzina - Tłumaczenie Oficjalne - CAŁOŚĆ!,
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

 

Alyson Noel

 

"Niesmiertelni 02:

Błękitna Godzina"

 

 

eBook dzięki: H.O.M.I.K, Tasia2902, Manija.B, LizziElizabetH,

Karixxxxx, iamnotokayy, Princess_Of_Darkness_

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

- Zamknij oczy i wyobraź ją sobie. Widzisz to?

Skinęłam głową, zamykając oczy.

- Wyobraź sobie, że jest przed tobą. Zobacz jej strukturę, kształt i kolor - masz to?

Uśmiecham się, mając ten obraz w głowie.

- Dobrze. Teraz wyciągnij rękę i dotknij jej. Poczuj jej kontury końcami swoich palców, otul jej ciężar swoimi dłońmi, a teraz połącz wszystkie swoje zmysły - wzrok, dotyk, węch i smak - możesz spróbować?

Zagryzam wargi i stłumiam chichot.

- Doskonale. Teraz połącz się z tym uczuciem. Uwierz, że to istnieje przed tobą. Poczuj to, zobacz to, dotknij tego, spróbuj tego, zaakceptuj to, ukaż to! - mówi.

Więc to robię. Robię wszystko z tych rzeczy. A kiedy on jęczy, otwieram oczy i patrzę na siebie.

- Ever. - Potrząsa głową. - Miałaś myśleć o pomarańczy. To nie jest nawet jej bliskie.

- Nie, to nic owocowego. - śmieję się, uśmiechając do każdego z moich Damenów - repliki objawiającej się przede mną, i wersji ciała i krwi obok mnie. Obaj równie wysocy, ciemni, i tak niszczycielsko przystojni, że aż wydają się mało realni.

- Co ja mam z tobą zrobić? - pyta prawdziwy Damen, próbując przybrać spojrzenie dezaprobaty, ale na marne. Jego oczy zawsze go zdradzają, pokazując tylko miłość.

- Hmmm… - spoglądam pomiędzy moich dwóch chłopaków - jednego prawdziwego, drugiego wyczarowanego. - Myślę, że możesz podejść i mnie pocałować. Lub, jeśli jesteś zbyt zajęty, spytam go czy zostanie, choć nie sądzę że on myśli. - ruszam w kierunku nieprawdziwego Damena, śmiejąc się, kiedy on się uśmiecha i mruga do mnie chociaż blednie i w końcu znika.

Ale prawdziwy Damen się nie śmieje. On tylko kręci głową i mówi: - Ever, proszę. Musisz być poważna. Masz tyle do nauki.

- Po co ten pośpiech? - wygładzam poduszkę i klepię miejsce obok siebie, mając nadzieję, że on odejdzie od biurka i dołączy do mnie. - Myślałam, że nic nie mamy, ale czas? - uśmiecham się. A gdy patrzy na mnie, w całym moim ciele wzrasta ciepło, a oddech zatrzymuje się w moim gardle i nic nie mogę na to poradzić, ale zastanawiam się czy kiedykolwiek zdołam się przyzwyczaić do jego niesamowitego piękna - jego gładkiej oliwkowej skóry, lśniących brązowych włosów, idealnej twarzy, i szczupłej wyrzeźbionej sylwetki. - Myślę, że znajdziesz we mnie bardzo chętnego ucznia. - mówię, a moje oczy spotykają jego - dwie ciemne studnie niezgłębionej głębi.

- Jesteś nienasycona - szepcze, potrząsając głową i podchodzi do mnie, siadając obok.

- Po prostu próbuję nadrobić stracony czas - mruczę, zawsze tak chętna na te chwile tylko dla nas, i nie muszę się nimi dzielić z nikim innym. Nawet świadomość, że cała wieczność jest przed nami, nie czyni mnie mniej chciwej.

Pochyla się aby mnie pocałować, rezygnując z naszych lekcji. Wszystkie wyrażane myśli, telepatia - wszystkie te psychiczne sprawy zostają zastąpione czymś znacznie bardziej bezpośrednim, gdy pcha mnie na stos poduszek, obejmując moje ciało swoim, nas dwoje łączących się jak upadłe winorośle w poszukiwaniu słońca.

Jego palce wiją się w górę, przesuwając się od skraju mojego brzucha do stanika, a ja zamykam oczy i szepczę. - Kocham cię. - Słowa kiedyś skrywane we mnie.

Słuchałam jego stłumionego jęku, gdy odpina zapięcie mojego biustonosza, bez najmniejszego wysiłku, doskonale i bez skrępowania.

Każdy jego ruch był tak pełen wdzięku, tak doskonały, tak…

Może zbyt doskonały.

- Co się stało? - pyta, kiedy go odpycham. Jego oddech przeszedł w krótkie, płytkie sapanie, gdy jego oczy szukają moich, a skóra wokół nich jest napięta i ściśnięta w sposób do jakiego przywykłam.

- Nic złego. - Odwracam się do tyłu, poprawiając swój top i cieszę się że skończyłam już lekcję osłony myśli, ponieważ to była jedyna rzecz, która pozwalała mi kłamać. 

On wzdycha i oddala się, pozbawiając mnie swojego mrowiącego dotyku i ciepłego spojrzenia, kiedy kroczy przede mną. A kiedy w końcu się zatrzymuje i staje twarzą do mnie, ściskam wargi, wiedząc co będzie dalej. Byliśmy już tutaj wcześniej.

- Ever, nie próbuję cię poganiać ani nic. Naprawdę, nie próbuję - mówi, a twarz ma zmarszczoną z niepokoju. - Ale w pewnym momencie musisz to skończyć i zaakceptować to kim jestem. Mogę uzewnętrznić twoje pragnienia, wysłać telepatyczne myśli i obrazy, gdy jesteśmy daleko od siebie, mogę w każdej chwili zabrać cię do Summerlandu. Ale jedynej rzeczy, której nie mogę zrobić, to zmienić przeszłości. Ona po prostu jest.

Patrzę na podłogę, czując mały i całkowity wstyd. Nienawidzę, tego że jestem niezdolna ukryć zazdrości i obaw, nienawidzę tego, że są tak przejrzyste i wyraźnie widoczne. Bo bez względu na to jaki rodzaj tarczy psychicznej stworzę, to jest bez sensu. On miał sześćset lat na badanie ludzkiego zachowanie ( badanie mojego zachowania ), w porównaniu do moich szesnastu.

- Po prostu… po prostu daj mi trochę więcej czasu, aby przyzwyczaić się do tego wszystkiego - mówię, dłubiąc postrzępiony szew na mojej poduszce. - To jedynie kilka tygodni. - wzruszam ramionami, przypominając sobie jak zabiłam jego byłą żonę, powiedziałam mu, że go kocham i zapieczętowałam swój nieśmiertelny los, mniej niż trzy tygodnie temu.  

Patrzy na mnie, jego usta zaciskają się, a oczy są zabarwione wątpliwością. I choć jesteśmy tylko kilka metrów od siebie, dzieląca nas przestrzeń jest tak ciężka i brzemienna - jakby to był ocean.

- Odnoszę się do tego życia - mówię, a mój głos przyśpiesza i rośnie, chcąc wypełnić pustkę i złagodzić nastrój. - A ponieważ nie przypominam sobie żadnych innych, to wszystko co mam. Potrzebuję tylko trochę więcej czasu, dobrze? - uśmiecham się nerwowo, a moje wargi niezdarnie zatrzymują w miejscu wydech ulgi, gdy on siada obok mnie i podnosi palce do mojego czoła, szukając miejsca, gdzie kiedyś była moja blizna.

- Cóż, to jedyna rzecz, której nam nie zabraknie. - Wzdycha, ciągnąc palcami po krzywiźnie mojej szczęki, i gdy pochyla się aby mnie pocałować, jego wargi robią serię przystanków, na moim czole, nosie i ustach.

I właśnie wtedy, gdy myślę, że znowu mnie pocałuje, on ściska moją rękę i oddala się. Idąc prosto do drzwi, pozostawił pięknego czerwonego tulipana na swoim miejscu. 

 

 

ROZDZIAŁ 2

 

Chociaż Damen może wyczuć taką chwilę, gdy moja ciotka Sabine skręca w naszą ulicę i zbliża się do podjazdu to nie, dlatego wyszedł.

Wyszedł ze względu na mnie.

Ze względu na prosty fakt, że jest już ze mną od setek lat, dążąc do mnie we wszystkich moich wcieleniach tak, więc możemy być razem.

Tylko, że my nigdy nie jesteśmy razem.

Co oznacza, że to się nigdy nie stało.

Podobno za każdym razem, gdy mieliśmy zrobić następny krok do skonsumowania naszej miłości, jego była żona Drina pojawiała się i mnie zabijała.

Ale teraz ja ją zabiłam, wyeliminowałam ją w dobrym miejscu, choć niewątpliwie słabym, trzepnęłam ją w czakrę serca i teraz nic ani nikt nie blokuje nam drogi.

Z wyjątkiem mnie.

Bo choć kocham Damena we wszystkich moich istnieniach, i na pewno chcę podjąć następny krok - nie mogę przestać myśleć o tych ostatnich sześciuset lat. I jak wybrał takie życie. (Dziwnie, jego zdaniem.)

I kogo wybrał do takiego życia. (Oprócz jego byłej żony Driny, nawiązywał wiele innych znajomości.)

I, jak ja nienawidzę tego przyznawać, wiedząc to wszystko, czuję się trochę niepewna.

Dobrze, może dużo niepewna. To znaczy, to nie tak, że ktoś z mojej żałośnie ubogiej listy facetów, których całowałam mógł się porównywać z jego sześcioma wiekami podbojów.

I choć wiem, że to śmieszne, choć wiem, że Damen kocha mnie od wieków, faktem jest, że serce i umysł nie zawsze są przyjazne.

W moim przypadku, są one mało mówiące.

A przecież za każdym razem, gdy Damen przychodzi na moje lekcje, które zawsze udaje nam się przekształcić w dłuższe sesje, przychodzi mi na myśl; To jest to! To naprawdę stanie się tym razem!

Tylko, że odpychanie go jest jak najgorsza złośliwość.

A prawda jest dokładnie taka, jak powiedział. On nie może zmienić swojej przeszłości, ona po prostu jest. Kiedy coś jest zrobione nie można tego cofnąć. Nie ma odwrotu.

Jedyne, co człowiek może kiedykolwiek zrobić to iść dalej.

I to jest dokładnie to, co muszę zrobić.

Wziąć bez wahania duży krok do przodu, ani razu nie patrząc wstecz.

Wystarczy zapomnieć o przeszłości i zacząć budować przyszłość.

Chciałabym, żeby to było takie proste.

 

- Ever? - Sabine wchodzi po schodach, gdy ja biegam gorączkowo po pokoju, a potem siadam przy biurku, starając się wyglądać na czymś zajętą. - Co robisz? - pyta, wkładając głowę do środka. I choć jej ubranie jest pogniecione, jej włosy są w bezładzie, oczy ma czerwone i zmęczone, jej aura ma promienny i ładny odcień zieleni.

- Właśnie skończyłam zadanie domowe - mówię, odpychając laptop tak jakbym właśnie go używała.

- Jadłaś? - oparła się o framugę drzwi, oczy miała zwężone i podejrzliwe.

- Oczywiście - powiedziałam jej. Przytakuję, uśmiecham się i robię wszystko by wyglądało to szczerze, ale prawda jest taka, że czuję fałsz na mojej twarzy.

Nienawidzę kłamać. Zwłaszcza przed nią. Po tym wszystkim, co dla mnie zrobiła, biorąc mnie po wypadku, kiedy zginęła cała moja rodzina. Mam na myśli to, że ona nie musiała tego robić. Fakt, że jest moją jedyną żyjącą krewną nie oznacza, że nie może powiedzieć ‘nie’. I wierz mi, przez połowę czasu pewnie chciała to zrobić. Jej życie było mniej skomplikowane, zanim przyjechałam.

- Miałam na myśli coś poza tym czerwonym piciem. - Kiwa głową w stronę butelki stojącej na moim biurku, opalizującego czerwonego płynu z dziwnie gorzkim smakiem, którego nie nienawidzę prawie tak samo jak kiedyś. Co jest dobre, ponieważ według Damena, będę to popijać przez resztę wieczności. To nie jest tak, że nie mogę jeść prawdziwego jedzenia, tylko już nie go nie chcę. Mój nieśmiertelny sok zawiera wszystkie składniki odżywcze, jakie mogłabym potrzebować. I nie ważne jak dużo lub mało piję, zawsze czuję się syta.

Ale nadal wiem, co ona myśli. I nie tylko, dlatego, że mogę przeczytać wszystkie jej myśli, ale dlatego, że myślałam to samo o Damenie. Kiedyś naprawdę się denerwowałam widząc jak odsuwa swoje jedzenie i tylko udaje, że je. Do odkrycia jego tajemnicy.

- Ja, hm, wcześniej coś zjadłam - powiedziałam wreszcie, starając się nie zacisnąć warg, odwrócić wzroku lub się skulić - wszystkie moje zwykle niezawodne wpadki. - Z Milesem i Haven - dodaję, mając nadzieję, że to wyjaśni brak brudnych naczyń, choć wiem, że zapewnienie zbyt wielu szczegółów jest złe, to jak migające czerwone światło sygnalizujące KŁAMCA PRZED TOBĄ! Nie wspominając, że Sabine jest jednym z najlepszych prawników w firmie, co czyni ją niezwykle dobrą w dostrzeganiu fałszu. W jej życiu zawodowym to szczególny dar. W życiu prywatnym, decyduje się wierzyć.

Z wyjątkiem dziś. Dzisiaj nie kupuje ani jednego słowa. Zamiast tego po prostu patrzy na mnie i mówi: - Martwię się o ciebie.

Odwracam się do niej twarzą, chcąc pokazać jej, że jestem otwarta, gotowa do zajęcia się jej obawami, chociaż jestem prawie odmieńcem. - Wszystko porządku - mówię jej, kiwając głową i uśmiechając się tak, żeby w to uwierzyła. - Naprawdę. Moje oceny są dobre, spotykam się z przyjaciółmi, Damen i ja… - przerywam, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy wcześniej nie rozmawiałam z nią o swoim związku, nie określałam go, większość zachowywałam dla siebie. A prawda jest taka, że teraz, gdy już zaczęłam, to nie wiedziałam jak skończyć. 

Mam na myśli, odwołując się do siebie, jako chłopak i dziewczyna, biorąc pod uwagę naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, brzmi przyziemnie i nieodpowiednio, ponieważ cała nasza wspólna historia czyni nas czymś więcej niż to. Ale to nie jest to, że ogłoszę publicznie, że jesteśmy wiecznymi partnerami lub towarzyszami duszy - ten element jest zbyt wysoki. I prawda jest taka, że raczej w ogóle go nie określę. W tej chwili jestem wystarczająco zmieszana. Poza tym, co miałabym jej jeszcze powiedzieć? To, że kochamy się przez wieki, ale mimo tego nadal nie dotarliśmy do drugiej bazy?

- Cóż, Damen i ja… robi się naprawdę dobrze - mówię wreszcie, przełykając ślinę, gdy uświadamiam sobie, że powiedziałam dobrze zamiast świetnie, co może być pierwszą prawdą, którą dzisiaj powiedziałam.

- Więc był tutaj. - położyła swoją brązową teczkę na podłodze i patrzy na mnie, obie jesteśmy w pełni świadome tego, jak łatwo wpadłam w jej pułapkę.

Kiwam głową, kopiąc siebie psychicznie.

- Tak myślałam, że widziałam jego samochód. - Przenosi wzrok na moje łóżko w nieładzie, z rozrzuconymi poduszkami i rozkopaną kołdrą, a kiedy odwraca się twarzą do mnie, nic nie mogę poradzić na to, że się kulę, zwłaszcza, gdy czuję, co zaraz powie.

- Ever. - Wzdycha. - Przykro mi, że nie poświęcam nam więcej czasu. Mimo, że czuję się tak, jakbyśmy nadal szukały naszej drogi, chcę żebyś wiedziała, że jestem tu dla Ciebie. Jeśli kiedyś będziesz potrzebowała z kimś porozmawiać - posłucham.

Zaciskam wargi i kiwam głową, wiedząc, że jeszcze nie skończyła, ale mając nadzieję, że gdy będę siedziała beztrosko i spokojnie, zakończy szybko.

- Bo choć pewnie myślisz, że jestem za stara, żeby cię zrozumieć, to pamiętam jak to było w twoim wieku. Jak przeważająca jest nieustanna presja, aby zmierzyć się z modelkami, aktorkami i innymi podobiznami z telewizji.

Przełykam ciężko i unikam jej wzroku.

Kiedy zostałam zawieszona, Sabine zaczęła obserwować mnie bardziej niż kiedykolwiek, a od niedawna zakupiła cały stos książek samopomocy, począwszy od: Jak wychować zdrowego nastolatka w tak szalonych czasach jak te, do: Twój nastolatek i media (i co możesz z tym zrobić!), i inne jeszcze gorsze. Zaznaczała wszystkie najbardziej niepokojące zachowania młodzieży, a później badała mnie, sprawdzała czy nie występują u mnie jakieś objawy.

- Ale chcę, żebyś wiedziała, że jesteś piękną dziewczyną, znacznie piękniejsza niż ja byłam w twoim wieku, a głodując się konkurencja z tymi wszystkimi chudymi gwiazdami, które pół życia spędzają na kontrolowaniu się, obecnie staje się nieuzasadnionym i nieosiągalnym celem i w końcu skończy się chorobą. - Patrzy na mnie, rozpaczliwie chcąc do mnie dotrzeć, z nadzieją, że jej słowa mnie przebiją. - Chcę żebyś wiedziała, że jesteś idealna taka, jaka jesteś i boli mnie patrzenie na to, przez co przechodzisz. A jeśli chodzi o Damena, dobrze, wszystko, co mam na to do powiedzenia, to…

- Nie jestem anorektyczką.

Spojrzała na mnie.

- Nie jestem bulimiczką, nie jestem na jakiejś szalonej diecie, nie głoduję się, nie staram się mieć rozmiaru zero i nie staram się wyglądać jak bliźniaczki Olsen. Poważnie, Sabine, wyglądam na zmarnowaną? - Staję, pozwalając jej na to by obejrzała mnie ze wszystkich stron, a jeśli o mnie chodzi to czuję się przeciwnie do zmarnowania. I wydaje mi się, że moja masa jest dość dobra.

Patrzy na mnie. Mam na myśli, że naprawdę na mnie patrzy. Od czubka głowy do stóp, jej oczy spoczęły na moich bladych odsłoniętych kostkach.

- Pomyślałam, że… - wzrusza ramionami, niepewna, co powiedzieć po przedstawieniu tak wyraźnych dowodach wskazujących na to, że jestem niewinna. - Bo nie widzę już, żebyś coś jadła - i zawsze popijasz to czerwone…

- Więc tak po prostu założyłaś, że uciekłam się do młodzieży pijącej drinki anorektyczne i unikającej żywności? - śmieję się, żeby wiedziała, że nie jestem szalona - może nieco zdenerwowana, choć bardziej sobą niż nią. Powinnam być bardziej fałszywa. Powinnam przynajmniej udawać, że jem. - Nie musisz się martwić. - Uśmiecham się. - Naprawdę. Miejmy jasność, nie mam zamiaru brać narkotyków, eksperymentować z ciałem, ciąć się, oznakowywać, nacinać, czy robić cokolwiek innego z listy tygodnika Dziesięć niedostosowanych zachowań w twoim nastolatku. A dla porządku, to, że popijam czerwone picie nie ma nic wspólnego z próbowaniem być chudą sławą, lub staraniem się przypodobać Damenowi. Po prostu to mi się podoba, to wszystko. Poza tym, wiem, że Damen kocha i akceptuje mnie dokładnie taką, jaka jestem… - przerywam wiedząc, że zaczynam temat, który niechętnie chcę odkrywać. Zanim zdąży ona sformułować sobie te słowa w głowie, łapię ją za rękę i mówię. - I nie, nie o to mi chodziło. Damen i ja jesteśmy… - Połączeni, chłopakiem i dziewczyną, przyjaciółmi z korzyściami, wiecznie związani.

- Cóż, jesteśmy razem. Wiesz, zaangażowani jak para. Ale nie śpimy razem.

Jeszcze.

Spojrzała na mnie, twarz miała ściągniętą i zakłopotaną. Żadna z nas nie chciała rozmawiać na ten temat, ale w przeciwieństwie do mnie, ona uważała to za swój obowiązek.

- Ever, nie chciałam insynuować… - zaczyna. Ale potem patrzy na mnie, a ja na nią i wzrusza ramionami, decydując się to zostawić, ponieważ obie wiemy, że była tego pewna.

Ulżyło mi wiedząc, że już po wszystkim i że poszło mi stosunkowo łatwo, więc jestem zupełnie zaskoczona, gdy mówi: - No cóż, skoro wydajesz się tak przejmować tym młodym człowiekiem, myślę, że powinnam go poznać. Warto, więc zaplanować czas, kiedy wszyscy możemy iść na obiad. Jak brzmi ten weekend?  

Ten weekend?

Przełykam ciężko i patrzę na nią, wiedząc dokładnie, co ona ma nadzieję zrobić; upiec dwie pieczenie przy jednym posiłku. To doskonała okazja do obejrzenia pełnego jedzenia talerza, podczas gdy ona będzie przepytywać Damena. 

- Cóż, to wszystko brzmi świetnie poza tym, że Miles gra w piątek. - Starałam się, aby mój głos brzmiał pewnie i stabilnie. - A później ma być after party - które skończy się prawdopodobnie dość późno - więc…

Kiwa głową, patrząc mi w oczy, jej wzrok jest tak tajemniczy i porozumiewawczy, że zaczynam się pocić.

- Więc to prawdopodobnie nie zadziała - kończę, wiedząc, że i tak będę musiała przez to przejść, ale lepiej później niż wcześniej. To znaczy, kocham Sabine i kocham Damena, po prostu nie jestem pewna czy będę kochać ich razem, zwłaszcza po wcześniejszych pytaniach.

Patrzy na mnie przez chwilę, poczym kiwa głową i się odwraca. I właśnie wtedy, gdy jestem już w stanie oddychać, ona spogląda przez ramię i mówi: - Cóż, piątek opada, ale wciąż pozostaje sobota. Dlaczego nie powiesz, Damenowi, żeby był tu o ósmej?

 

 

  ROZDZIAŁ 3

 

Chociaż zaspałam, udało mi się dojechać do Milesa na czas. Chyba, dlatego że moje przygotowanie się nie trwało teraz tak długo, gdy Riley mnie już nie rozpraszała. Choć kiedyś wkurzało mnie, jak siadała na mojej komodzie ubrana w jeden ze swoich szalonych kostiumów Halloween, wypytywała mnie o chłopaków i drwiła z moich ubrań, odkąd przekonałam ją, żeby odeszła, przeszła przez most do czekających na nią rodziców i naszego psa Maślanki, nie udało mi się już jej zobaczyć. Miała rację. Widzę dusze, które zostały, nie te, które przeszły.

I zawsze, kiedy myślę o Riley, czuję uścisk w gardle i pieką mnie oczy i zastanawiam się czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do faktu, że ona odeszła. Mam na myśli, na stałe i bezpowrotnie. Ale chyba powinnam już wiedzieć wystarczająco dużo o stracie, uświadomić sobie, że nigdy tak naprawdę nie przestanę za nikim tęsknić - po prostu nauczę się żyć z ogromną, otwartą dziurą ich nieobecności. 

Przecieram oczy i wjeżdżam na podjazd Milesa, pamiętając o obietnicy Riley, że wyśle mi jakiś znak, jakoś pokaże, że z nią wszystko w porządku. Ale chociaż mocno trzymałam się jej zobowiązania, zachowywałam czujność i badałam niektóre oznaki jej obecności - o ile jakieś były.

Miles otwiera drzwi i gdy zaczynam mówić cześć, podnosi ręce i mówi. - Nie mów. Spójrz tylko na moją twarz i powiedz mi, co widzisz. Jaką pierwszą rzecz zauważasz? I nie kłam.

- Twoje piękne brązowe oczy - mówię, słuchając jego myśli i chcąc, nie po raz pierwszy, pokazać swoim przyjaciołom jak ochronić swoje myśli i zachować wszystkie prywatne rzeczy prywatnymi. Ale to oznaczałoby ujawnienie moje czytanie w myślach, widzenie aury i psychiczne sekrety, a tego zrobić nie mogłam.

Miles potrząsa głową i wsiada do środka, szarpie w dół lusterko i ogląda swój podbródek.

- Jesteś taką kłamczuchą. Spójrz na to! To jest jak świecące czerwone światło, nie można tego pominąć, więc nawet nie próbuj udawać, że tego nie widzisz.

Spoglądam na niego, gdy wycofuję się z podjazdu widząc, że pryszcz ośmielił się wykiełkować na jego twarzy, choć to jego jasnoróżowe lśniące paznokcie bardziej zwróciły moją uwagę. - Ładne paznokcie - śmieję się.

- To dla zabawy. - Uśmiecha się wciąż patrząc na pryszcza. - Nie mogę w to uwierzyć! To tak jakbym rozpadał się dopiero wtedy, gdy wszystko będzie doskonałe. Próby były świetne, wiem, że wszystkie moje wiersze jak również wszystkich innych… Myślałem, że jestem całkowicie i zupełnie gotowy, a teraz to! - Dźgnął swoją twarz.

- To tylko nerwy - mówię, rzucając na niego okiem, gdy światło zaświeciło na zielono.

- Dokładnie! - Kiwa głową. - Które po prostu pokazują, że jestem amatorem. Ponieważ profesjonaliści, prawdziwi profesjonaliści nie mają nerwów. Oni po prostu przechodzą do swojej strefy artystycznej i… tworzą. Może nie jestem do tego stworzony? - Patrzy na mnie z twarzą napiętą ze zmartwienia. - Może to po prostu fuks, że mam tą rolę.

Spoglądam na niego, pamiętając jak Drina twierdziła, że weszła do głowy reżysera i rzuciła go ku Milesowi. Ale nawet, jeśli to prawda, nie znaczy to, że on tego nie potrafi, nie znaczy to, że nie był najlepszy.

- To śmieszne. - Potrząsam głową. - Mnóstwo aktorów się denerwuje, cierpi z powody tremy czy czegokolwiek innego. Poważnie. Nie uwierzysz w niektóre historie, które Riley kiedyś… - przerywam, z szeroko otwartymi oczami i ustami wiedząc, że tego zdania nigdy nie skończę. Nigdy nie mogłam ujawnić historii zebranych od mojej zmarłej młodszej siostry, która kiedyś cieszyła się ze szpiegowania hollywoodzkiej elity.

- W każdym razie, nie nosisz podobno tony ciężkiego makijażu?

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rumian.htw.pl
  •  
     
    Linki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates