Ambicja

Strona startowa
Ambicja, plotkara, meg cabot, kate brian
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

8

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ambicja

 

 

 

 

 

 

UMOWA

 

 

   Siedziałam na składanym krześle w pierwszym rzędzie Wielkiej Sali w Mitchell Hall i wpatrywałam się w szare, pozbawione wyrazu twarze ludzi za długim stołem, tuż przede mną. To właśnie te twarze bez wyrazu miały zdecydować o moich dalszych losach. O naszych losach. O losach Billings.

    Wszyscy byli przeciwko nam. Czułam to całym ciałem, aż po koniuszki palców – jak gdyby jakiś wielki gryzoń buszował w moich wnętrznościach i łapczywie przeżuwał serce i płuca. Wyglądało na to, że zwłoczny zwierz ostrzący sobie zęby na moje narządy to jeszcze nie wszystko. Czułam ostry ból. Bolały mnie płuca, bo nawdychałam się dymu w podziemnym tunelu pod Gwendolyn Hall. Osmalone zgliszcza nadal smętnie dymiły, wypuszczając czarne kłęby w powietrze na samym krańcu campusu Easton Academy. Bolała mnie również twarz, jakby ktoś mnie spoliczkował. Moja głowę raz po raz przeszywał niewidzialny sopel lodu. Oczy miałam tak suche, że przy każdym mrugnięciu powieki przyklejały się do gałek ocznych na krótki, choć niezwykle bolesny moment. Starałam się ich w ogóle nie zamykać, ale przez to robiły się jeszcze bardziej suche.

    To była moja kara za ostatnia noc. Za to, że wymknęłam się ukradkiem i poszłam na imprezę zamiast zostać z Joshem. Kara za wszystkie różowe drinki z bąbelkami. Za zadawanie się z chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki. Za to, że złamałam serce facetowi, którego kocham. Jedynemu chłopakowi, którego kiedykolwiek kochałam.

    Josh był gdzieś z tyłu, wśród tłumu niecierpliwie wyczekującego na werdykt. Wszyscy chcieli wiedzieć, co będzie dalej z Billings. Powietrze było tak gęste, że czułam na karku jego gorący podmuch.

    A może to tylko nerwowy oddech Constance Talbot. Tak czy inaczej serce zaczęło mi bić jak oszalałe, kiedy dyrektor Cromwell przeczytał listę zarzutów przeciwko Billings. Josha już straciłam. Nie mogłam stracić również Billings. Nie teraz. Billings było moim domem. Potrzebowałam domu.

- Wymienione przypadki naruszenia zasad są poważne – powiedział dyrektor Cromwell.

    Jego białe włosy były starannie uczesane. Kwadratową szczękę wysunął nieco do przodu, przybierając władczą pozę, ale w jaskrawym świetle żarówek widziałam każdą zmarszczkę na jego twarzy. Uniósł nieskazitelnie białą kartkę i przeczytał:

- Dręczenie uczniów, rytuały inicjacyjne, brutalne otrzęsiny, konflikty, bójki, wielokrotne ignorowanie wyznaczonej godziny zamykania internatu…

- Ale to nie my, to Cheyenne – mruknęła pod nosem Londyn Simmons, tak jakby ani ona sama, ani większość pozostałych nie maczała w tym palców.

    London siedziała po mojej lewej stronie, kilka krzeseł dalej, obok Vienny Clark, z którą się trzymała. Obie miały na sobie podobne czarne stroje, jakby wybierały się na pogrzeb. Choć nikt przyzwoity nie zdecydowałby się wówczas na tak głęboki dekolt.

- Zignorowanie mojego polecenia, by w niedzielę trzydziestego pierwszego października pozostać na kampusie – czytał dalej Cromwell. – I najgorsze ze wszystkich wykroczenie: dewastacja majątku szkoły.

    Odłożył kartkę na stół i położył na niej splecione dłonie.

- Zniszczenie jednego z najstarszych budynków na kampusie – powtórzył, patrząc mi prosto w oczy.

    Oczywiście że mnie. Prezesce Billings. Dwa dni temu większość obecnych tu osób powiedziałaby, że jestem prezeską najbardziej prestiżowej bursy w kampusie. Wybrana spośród wybranych. Dzisiaj zaś jestem tu najbardziej znienawidzoną osobą. Nie żebym odstawiła akcję niczym szalona żona pana Rochestera i podpaliła Gwendolyn Hall, po czym z obłąkanym śmiechem patrzyła, jak płonie. Ogień był wynikiem eksperymentowania z marihuaną, jakiego dopuściły się London i Vienna. Ktoś rzucił niedopałek pointa i to nie byłam ja. Choć byłam wściekła, że muszę za to wszystko odpowiadać, a policzki aż płonęły mi z oburzenia na te niesprawiedliwość, zdawałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Gdy wszystkie nasze wykroczenia zebrano i podsumowano, całość brzmiała koszmarnie.

- Tak jakbyśmy tylko my były w Gwendolyn – szepnęła Noelle Lange.

    Mimo że ostatnią noc przebalowała, wyglądała doskonale, jak zawsze zresztą. Miała na sobie bielusieńką koszulkę i szare spodnie z szerokimi nogawkami. Długie brązowe włosy odgarnęła do tyłu szylkretową opaską. Sama ubrana w dżinsy i czarny kaszmirowy sweter, który dostałam od niej kilka tygodni wcześniej, czułam się przy niej jak troll. Poprawiłam się na krześle, próbując się wyprostować. Starałam się spojrzeć w chłodne oczy Cromwell.

- Panie dyrektorze – wypaliła London, wstając w butach na dziesięciocentymetrowym obcasie. – Chciałam zauważyć, że nie tylko my znajdowałyśmy się tam zeszłej nocy – powiedziała, zerkając na Noelle i szukając u niej poparcia – Przecież byli tam też chłopcy i …

- Nie wydaje mi się, abym udzielił pani głosu, panno Simmons – odparł dyrektor, pochylając się nad mikrofonem tak, że jego głos huknął z głośników w rogach sali niczym grom.

    London wydała krótki pisk i zaskoczona usiadła z powrotem na miejscu.

- Tak… Na czym skończyłem?

    Gdy Cromwell przeglądał dokumenty, Constance pochyliła się w moją stronę i szepnęła mi do ucha:

- Whit rozmawiał ze swoją babcią. Powiedziała, że z innymi uczniami będą rozmawiać indywidualnie, ale jako że byłyśmy tam wszystkie, bez wyjątku, sprawa jest rozpatrywana jako problem całego internatu, więc chyba maja zamiar, cytuję: „wyciągnąć konsekwencje wobec Billings”.

    Whit to Walt Whittaker, nieco starszy od nas chłopak Constance. Jego babcia zasiadała w radzie Easton, a to oznaczało, że była jedną z szarych twarzy przede mną. W tym momencie ta drobniutka staruszka siedząca przy samym końcu długiego stołu wyglądała tak, jakby lada chwila miała uciąć sobie drzemkę. Moje życie wisi na włosku, a ona sobie urządza sjestę! Wspaniale. Wciąż nie widziałam niegdzie Susan Llewelyn, niegdysiejszej mieszkanki Billings, która również jest członkiem rady – a zarazem osobą, która powiedziała nam o sekretnym przejściu w Gwendolyn Hall. Jej miejsce przy stole było puste.

- Jestem ZNZ – Portia Ahronian przewróciła wielkimi zielonymi oczami. – Zupełnie nie zaskoczona – wyjaśniła – Crom od dawna szuka na nas haka. Zawsze kombinował, jakby się nas pozbyć. Może sobie być surowy i udawać przerażonego, ale w gruncie rzeczy wszyscy wiemy, że gdyby mógł, to by skakał z radości.

    Dyrektor Cromwell głośno odchrząknął.

- Przy tak długiej liście przewinień głosowanie wydaje się czysta formalnością – powiedział. – Ale regulamin szkoły wymaga, abyśmy tej formalności dopełnili. Zapytuję zatem: czy rada szkoły zdecyduje, by rozwiązać bursę Billings, a jego mieszkanki umieścić w pozostałych internatach? Tak czy nie? Wszyscy, którzy głosują za…

    Poczułam, jak krew pulsuje mi w skroniach, w gardle robi się sucho. Naprawdę mają zamiar to zrobić. Chcą nam odebrać dom.

- To się nie dzieje naprawdę – wymamrotała Rose Sakowitz.

- Nie mogą zamknąć Billings. Dopiero co się tu dostałam – jęknęła Lorna Gross.

    Sabine DuLac pochyliła się i kurczowo chwyciła oparcie mojego krzesła.

- Zrób coś! – wyszeptała rozpaczliwie. – Reed, musisz coś zrobić!

- Chwileczkę! – Zerwałam się z miejsca.

    Mój głos odbił się echem. Które niosło się aż pod wysoki sufit Wielkiej Sali. Było to największe miejsce zebrań w kampusie, obok stołówki i kaplicy. W sali zapanowała martwa cisza. Oczy wszystkich zwrócone były teraz na mnie. Głucha cisza. Setki twarzy rozmywały się przed moimi zmęczonymi oczami.

- Tak, panno Brennan? – powiedział dyrektor Cromwell, z niesmakiem unosząc górna wargę.

    Przynajmniej nie przemówił swoim potężnym głosem i nie kazał mi zamilknąć. To już coś. Niestety, nie miałam zielonego pojęcia, co dalej mówić.

- To… to niesprawiedliwe – zaczęłam niepewnie.

    Nawet mnie samej wydało się to żałosne. Moje jąkanie się wywołało serdeczne uśmiechy na niektórych twarzach. Nie zamiaru jęczeć, ale niestety tak to wyszło. Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam jeszcze raz:

- Z całym szacunkiem, panie dyrektorze, nie dał nam pan nawet szansy na obronę – powiedziałam, starając się przybrać nieco bardziej zdecydowany ton.

    Zauważyłam, że parę wyraźnie zaintrygowanych osób pochyliło się na krzesłach. Między nimi dostrzegłam pierwszoklasistkę, Amberly Carmichael, i jej przyjaciółki, którym też zależało na tym, by utrzymać Billings. W końcu razem z Noelle obiecałyśmy im, że zostaną przyjęte do naszego internatu, gdy będą w trzeciej klasie. Aby tak się stało, miały w nocy zrobić cos, co przyciągnie uwagę nauczycieli, żebyśmy mogły wymknąć się z campusu. Udało im się. Z tego, co słyszałam, urządziły najbardziej przekonującą i brutalna bijatykę w historii Easton. Do ich internatu przybiegła ochrona, a nawet sam dyrektor Cromwell, i to akurat w tej chwili, kiedy było nam to najbardziej na rękę.

- Nie dałem? – obruszył się Cromwell i spojrzał w swoje arcyważne papiery. – Wydaje mi się, że wszystkie miałyście do tej pory aż nadto sposobności, żeby się bronić.

    Jego lekceważący ton dotknął mnie do żywego. Poczułam nagły przypływ adrenaliny.

- Nie, panie dyrektorze, nie miałyśmy takiej szansy – odparłam stanowczo, słysząc gdzieniegdzie pełne zaskoczenia pomruki.

    Uczniowie nie mogli uwierzyć, że postawiła się Cromwelowi. Szczerze mówiąc, mnie samej trudno było w to uwierzyć, ale szłam za ciosem.

- Przyznaję, że sytuacja w Billings w tym roku była koszmarna. Może państwo nie pamiętają, ale niedawno zmarła jedna z naszych przyjaciółek. Wygląda na to, że z trudem sobie z tym radzimy, jednak do tej pory Billings było chluba szkoły i zapewniam, że tak będzie i w przyszłości. Musimy tylko mieć szansę, by tego dowieść.

    Moje przyjaciółki w dwóch pierwszych rzędach wyprostowały się na krzesłach i podniosły głowy. Poczułam przypływ dumy. Moje przemówienie najwyraźniej odnosi pożądany skutek. Przynajmniej widać to po naszych dziewczynach.

- A jak macie zamiar to zrobić? – spytał dyrektor Cromwell, przechylając się do przodu i spoglądając na mnie wyczekująco.

    No tak. Prawda. Powinnam mieć i na to gotowa odpowiedź. Odwróciłam się i spojrzałam na dziewczyny z Billings, wytrzeszczając rozpaczliwie oczy w nadziei, że któraś z nich będzie miała jakiś pomysł. Noelle chrząknęła i opuściła dłoń, dyskretnie pocierając palcem wskazującym o kciuk.

    Pieniądze. Oczywiście. Pieniądze zawsze są argumentem nie do odparcia. Przekonują bardziej niż wszystko inne. Ale ile pieniędzy? „Duża kwota” to dla mnie – uczennicy z niezbyt zamożnej rodziny z jednym samochodem i dwoma kredytami – coś zupełnie innego niż „dużo” dla ludzi, którzy fundują swoim psom operacje plastyczne i zatrudniają francuskich kucharzy do przyrządzenia grzanek na śniadanie.

- Wydamy przyjęcie, na którym zbierzemy fundusze dla szkoły – oznajmiłam. – Billings zobowiązuje się zebrać… milion dolarów na rzecz Easton.

    Na Sali rozległy się głośne westchnienia, a potem szepty.

- Jeżeli nam się uda, Billings utrzyma swój status – ciągnęłam bardziej stanowczym tonem. – Jeśli nie, może pan z nami zrobić, co pan uzna za stosowne.

    Cromwell zmrużył swoje błękitne oczy. Zasłonił mikrofon i odwrócił się do mężczyzny siedzącego obok. Po chwili wszyscy członkowie rady bawili się w głuchy telefon, powtarzając sobie na ucho to, co powiedział Cromwell. Wreszcie ich uwagi dotarły z powrotem do dyrektora, który odchrząknął i zdjął rękę z mikrofonu. Wstrzymałam oddech, podobnie jak wszyscy na sali.

    Cromwell powoli pochylił się nad mikrofonem. Z jego kamiennej twarzy nie dało się nic wyczytać. Być może dlatego, że twarz ta zawsze wyrażała ewentualnie irytację.

    „Prosimy. Proszę. Nie odbierajcie mi domu. Nie teraz”.

- Pięć milionów, panno Brennan – powiedział z nikłym, lecz złośliwym uśmiechem – i umowa stoi.

- Tak! – zakrzyknął triumfalnie ktoś za mną.

    W całej Sali rozbrzmiały teraz rozmowy, dało się słyszeć zgrzyt odsuwanych krzeseł, ale ja miałam przed oczami tylko usłyszana przed chwilą sumę – pięć milionów. Dużo. Za dużo. Tego się nie da zrobić.

- Uda nam się, bez problemu – powiedziała Vienna, radośnie klaszcząc w dłonie.

- Cisza! – huknął dyrektor Cromwell, przekrzykując zebranych.

    Natychmiast zapadła kompletna cisza.

- Jest jeden warunek – powiedział, patrząc na mieszkanki Billings. – Pięć milionów musicie ZEBRAĆ, a nie wziąć z waszych funduszy powierniczych ani pożyczyć od rodziców. Musicie same zgromadzić te pieniądze i macie na to miesiąc. Skontaktuje się z byłymi mieszkankami Billings i zawiadomię je, że nie mogą pomagać w żadnych przygotowaniach. Przyjęcie mające na celu zebranie funduszy samodzielnie zaplanujecie i opłacicie. To muszą być uczciwie zarobione pieniądze. Zrozumiano?

    Kiedy się odwróciłam, zauważyłam, że moim przyjaciółkom zrzedły miny. Nie mogły się już teraz wycofać. Wywalczyłam dla na ostatnią szansę. Zajęłam stanowisko w imieniu całego internatu. „Nie zróbcie ze mnie teraz idiotki”, pomyślałam.

    Portia popatrzyła na Papużki Nierozłączki. Vienna szepnęła coś przez ramię do Shelby Wordsworth. Rose pochyliła się, mówiąc Tiffany Goulbourne i Astrid Chou. Wszystkie się naradzały, a ja stałam i czekałam. Wreszcie wyprostowały się na krzesłach, a Portia stanowczo kiwnęłam głową. Zwróciłam się zatem znów do rady, spojrzałam Cromwellowi prosto w oczy i uśmiechnęłam się.

- Umowa stoi.

 

 

8

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rumian.htw.pl
  •  
     
    Linki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates