Anderson Evengeline - Banitka ...

Strona startowa
Anderson Evengeline - Banitka (nieof. tłum.), Anderson Evangeline
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Evangeline Anderson
Banitka
Tłumaczyła Rissaya
Beta : Averil
www.chomikuj.pl/Rissaya
Sayana Nakamura pochodzi z jednego z największych rodów na
planecie Kanasum, na co dowodem są jej srebrne oczy i włosy w kolorze
indygo. Kiedy jednak jej ród został dotknięty hańbą złego losu, Sayana
zostaje odrzucona przez przesądnych ludzi rodzinnego świata. Po
wychowanej w szlachetnych, rodowych wartościach Sayanie oczekuje się, że
zaakceptuje swój los i umrze z godnością.
Ona jednak odmawia, szukając
nowego przeznaczenia na pokładzie statku kasyna orbitującego przy jej
rodzinnej planecie. Musi zrobić tam coś niewyrażalnego- sprzedać się temu,
kto wylicytuje najwyższą cenę na seksualnej aukcji, by zarobić odpowiednią
ilość kredytów żeby przetrwać, nawet jeżeli wie, że kiedy wróci na Kanasum,
będzie napiętnowana na zawsze.
Caleb Joiner, były przemytnik, ma wiele czasu do zabicia i pieniędzy do
wydania. To właśnie jest powodem dla którego znalazł się na statku kasynie.
Przyciągnęło go delikatne piękno Sayany, ale to jej niesamowita odwaga
w obliczu nieszczęścia zdobyła jego serce. Stara się odwieść Sayanę od
pomysłu wystawienia się na aukcji, ale ona jest zdeterminowana, żeby
podążyć za swoim przeznaczeniem.
Cóż więc może zrobić Caleb, poza podążeniem za nią… na aukcję
i poza nią.
Banitka
to zmieniona reedycja książki wydanej wcześniej przez innego
wydawcę. Książka zawiera wątki seksualne przedstawione dosłownie
i plastycznie oraz opisuje sytuacje budzące zastrzeżenia u niektórych
czytelników: wymuszenia, ekshibicjonizm, podglądactwo.
Rozdział 1
Sayana Nakamura zapukała do zniszczonych drzwi, jej smukłe, białe kostki zastukały
głucho o zmurszałe drewno. Czekając przestępowała z nogi na nogę. Szurające kroki, które
usłyszała wewnątrz, wydawały się bardzo powolne. Ponad jej głową widniał napis, tak
wyblakły, że ledwie czytelny „Dom tysiąca kwiatów i dziesięciu tysięcy pragnień. Wszyscy,
którzy proszą o wstęp w pokoju, mogą wejść”.
Sayana odwróciła wzrok od napisu, z dziwnym odczuciem obrzydzenia w dole brzucha.
To było właśnie to, po co przyszła. Ona, Sayana Nakamura, członkini jednej z największych
rodzin Kanasum, zredukowana do proszącej o miejsce w domu kwiatów. I to nie w
przeciętnym domu, ale w tym, który cieszył się w mieście najgorszą reputacją. Żaden inny nie
mógłby trzymać dziewczyny, której rodzina okryła się hańbą.
Zapukała znów, czekając, by wypełnić to obrzydliwe zadanie.
- Tak, tak, opanuj swoje pragnienia jeszcze na chwilę – powiedział zirytowany głos zza
drzwi. – Ledwie minęło południe i większość dziewcząt jeszcze śpi.
G
dyby więc została przyjęta do tego domu, mogłaby przynajmniej spać do późna
każdego dnia. Sayana powstrzymała chęć histerycznego śmiechu, przygryzając wewnętrzną
stronę warg. Kiedyś miała konkurentów układających poematy o jej wargach, „tak pełnych i
delikatnych, jak owoce tuż przed tym, jak dojrzały do zerwania”. Sayana zaczerwieniła się ze
skromności, kiedy czytała dwuznaczne linijki, ukrywając twarz za sztywnym, białym
wachlarzem.
Gdyby Niebiosa uśmiechnęły się do niej, może planowałaby ceremonię połączenia
z młodzieńcem, który napisał ten poemat, zamiast stać na zniszczonym frontowym ganku
domu kwiecia czekając, eby błagać o dopuszczenie jej do życia skromnej, lekceważonej
służącej. Ale teraz nie było czasu na takie żale, w końcu drzwi otwarły się. Sayana szybko
naciągnęła z powrotem kaptur, osłaniając twarz.
- Tak? – kobieta z niechlujnymi, szaroniebieskimi włosami stała w drzwiach
wejściowych, podtrzymując ciasno owinięty jedwabny szal, odstający na piersiach.
- Ja…ja… - Sayana ledwie mogła zmusić się do przemówienia. Wydawało się, że jej
język przykleił się do podniebienia.
- Tak? – kobieta położyła sękatą dłoń na szczupłych biodrach. – Co mogę zrobić dla
ciebie, piękna pani? Nie przyjmujemy kobiet klientek w tym domu, a żadna z moich dziewcząt
nie życzy sobie odejść, by na rozkaz myć twoje brudne naczynia, za nędzny ułamek tego, co
zarabiają teraz, bez względu jak bardzo będzie to godne szacunku.
Sayana podniosła brodę. Przyszła tu zrobić coś trudnego i musi to zrobić.
- Nie jestem tutaj by szukać przyjemności – powiedziała z ulgą, że jej głos okazał się
mocny i nie drżał. – Ani też nie chcę zabrać żadnej z twoich, eee, dziewcząt, aby zatrudnić ją w
moim domu – zrobiła krok do przodu, wchodząc w przestrzeń osobistą szczupłej kobiety,
chociaż całe jej ciało sprzeciwiało się temu. – Przyszłam szukać zatrudnienia dla siebie –
dodała. – Chcę zostać jednym z tysiąca kwiatów.
Pani domu spojrzała na nią sceptycznie.
- Ściągnij kaptur – powiedziała w końcu. Zrobiła, jak kazała kobieta, uwalniając swoje
długie włosy, ale pochylając skromnie głowę. Czekając wpatrywała się w mały zaokrąglony
koniec swoich pantofli, wyglądających spod brzegu sukni.
- Skóra jak najjaśniejszy jedwab. A twoje włosy! – powiedziała madam. – Pochodzisz z
jednego z najlepszych rodów.
Sayana skinęła głową, nadal trzymając pochyloną głowę. Tylko najstarsze i największe
rody w Kanasum miały słynne włosy w kolorze indygo, tak błękitne, że prawie czarne. Kiedy
były niezwiązane, biegły jak rzeka, przez ramiona w dół, aż do kolan, w kolorze, jaki niebo
przybiera tuż zanim zapada noc, pogrążając świat w ciemności.
- Więc świetna dama z jednej z najlepszych rodzin życzy sobie dostać się na służbę u
mnie, tak? - zapytała madam ironicznie.
- Tak - odpowiedziała Sayana nadal mając opuszczone oczy.
- Nie mam czasu na żarty - powiedziała madam. Zaczęła zamykać drzwi, a Sayana
zawahała się krótko, zanim opanowała się i zrobiła krok w przód, przytrzymując drzwi otwarte
swoim małym pantoflem.
- Proszę – wskazała znak wiszący ponad jej głową. – Tu jest powiedziane, że każdy, kto
przychodzi w pokoju, może wejść. Błagam… proszę przynajmniej mnie wysłuchać.
- Niech będzie – niechętnie otworzyła drzwi i Sayana przeszła obok niej do ciasnego
wnętrza domu kwiatów. – Mam herbatę, jeżeli chcesz – powiedziała madam, wchodząc głębiej
w zacienioną wnękę. Drewniane podłogi były suche i matowe, a szorstki, brązowy papier
oddzielający malutkie pokoje, był podarty miejscami i zalepiony tanią taśmą.
- Będę zaszczycona mogąc wypić z panią herbatę – powiedziała Sayana, odruchowe
słowa, po latach dobrego wychowania same wyszły z jej ust, chociaż tak naprawdę nie chciała
nic jeść i pić w takim ohydnym miejscu. Ale jeżeli zostanie tu przyjęta, nie będzie miała wyboru,
więc może powinna się przyzwyczajać. Usiadły na tkanych matach, grubych od wrośniętego
brudu, w małym pokoju, gdzie filiżanki herbaty parowały na stoliku w rogu. Pani domu nalała
gorącą herbatę do dwóch wyszczerbionych filiżanek. Potem, po chwili zastanowienia, dodała
cieniutkie herbatniki ukryte za stolikiem i podała jeden Sayanie razem z herbatą.
- Tysięczne podziękowania – powiedziała zgodnie z zwyczajem i wzięła najmniejszy
możliwy łyk herbaty. Chciała skubnąć wyschnięty, czerstwy herbatnik, ale kiedy wsunęła go do
ust, jej głód zwyciężył. Nic nie jadła od trzech dni i jej brzuch zaburczał gniewnie. Zanim
zorientowała się, zniknęła połowa herbatnika. Potem nakazała sobie przestać, chociaż czuła, że
mogłaby zjeść z tysiąc takich herbatników, zanim jej głód zostanie zaspokojony.
- Więc – pani domu patrzyła na nią ostrym spojrzeniem oczu, tak samo niebieskoszarych
jak jej włosy. Na jej twarzy widać było pełną zdziwienia wątpliwość, jakby nigdy nie widziała
dziewczyny z jednej z najlepszych rodzin pożerającej herbatniki jak wygłodniały ulicznik. No
cóż, pewnie nie widziała, pomyślała Sayana. Wyprostowała się, wpatrując się w swoją filiżankę,
obejmując ją dłonią.
- Szukam zatrudnienia – powiedziała w końcu oficjalnym tonem.
- Dlaczego? – zapytała madam bez ogródek.
Mimo, że Sayana została nauczona, że nie pozostawia się bez odpowiedzi zadanego
wprost pytania, jej wargi nie chciały wypowiedzieć prawdy. Poza tym, prawda nie pomogła jej
w żadnym z tych domów, w których wcześniej szukała zatrudnienia.
- Jestem w potrzebie – powiedziała po prostu.
- Skoro na twoją rodzinę przyszły ciężkie czasy, dlaczego nie szukasz zatrudnienia w
sklepie, czy w herbaciarni? – dopytywała się madam. - Nie wiesz, że jeżeli przyjmę cię do siebie,
będziesz Xaichan – banitką na zawsze?
- Wiem - powiedziała Sayana pewnie. - Ale muszę spłacić dług wielu kredytów, bardzo
szybko. Tego nie zarobię w sklepie. I… - wzięła następny mały łyk herbaty – …poza sobą
jestem odpowiedzialna jeszcze za innych – pomyślała o płaczu z głodu swoich małych
siostrzyczek Kimi i Kanji, które były za małe, by głodować z godnością tylko dlatego, że ich
rodzina była zbrukana. Były za małe by zrozumieć, że po kobietach z wielkich rodów
spodziewano się, że z gracją zblakną, aż umrą, kiedy ich nazwisko nie jest dłużej cenione.
- Jak się nazywasz? – zapytała madam, wyrywając ją z zamyślenie.
- Mam na imię Sayana – łyknęła ponownie herbaty. Zmówiła szybką modlitwę do
Bogini Miłosierdzi.
Proszę, niech nie pyta o moje nazwisko rodowe.
Ale Bogini musiała nie słuchać.
- Jakie jest twoje nazwisko rodowe? – odezwała się madam, jakby czytała jej w myślach.
Sayana spięła się.
- Nakamura – powiedziała. – Jestem Sayana Nakamura z wielkiego domu Nakamura.
Madam podskoczyła, jakby myślała, że zostanie spoliczkowana.
- Znam twoja rodzinę i jej hańbę. Dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej?
- Ponieważ odprawiłaby mnie pani od drzwi, jak pozostali – powiedziała Sayana,
desperacja dodała siły jej głosowi. – Błagam, czcigodna siostro, proszę zwrócić uwagę na mnie,
a nie tylko na moje nazwisko. Jestem… jestem pewna, że przyniosę pani duży zysk – podniosła
w końcu swoje oczy, by spojrzeć w wodnistoniebieskie oczy swojej gospodyni. – Jestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rumian.htw.pl
  •  
     
    Linki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates