Amor Wincit Omnia

Strona startowa
Amor Wincit Omnia, Przeróbki FF - Bella&Edward
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
P|~ fx}rx ^|}xp
hjklzxcvbnmrtyuiopasdfghjklzxcvbn
P|~ fx}rx ^|}xp
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gdy Bella Swan ujrzała na taśmociągu swoją walizkę,
chciała złapać ją i najbliższym lotem powrócić
z Włoch do Anglii. Nim jednak zdążyła sięgnąć po swój
bagaż, chwyciła go jakaś dłoń i szansa ucieczki przepadła.
- Alice! - odezwał się mężczyzna niskim, basowym, lecz
z włoska miękkim i aksamitnie melodyjnym głosem.
Podniosła wzrok. Widzieli się wprawdzie po raz pierwszy
w życiu, lecz Bella wielokrotnie oglądała jego zdjęcia.
Ten wysoki, przystojny brunet, ubrany w elegancki
garnitur, z całą pewnością nazywał się Edward Cullen.
Był nieco starszy i dojrzalszy niż na fotografiach sprzed
kilku lat, i dzięki temu jeszcze bardziej atrakcyjny.
- Edward, jak miło z twojej strony... - wykrztusiła, starając
się wymuszonym uśmiechem zamaskować niepewność.
- Nie spodziewałam się, że ktoś... to znaczy, że
właśnie ty będziesz na mnie czekał. Zamierzałam dowiedzieć
się o pociąg...
- Miałem akurat coś do załatwienia w Pizie - powiedział
Edward Cullen.
Z walizką w dłoni stał bez ruchu wśród kłębiącego się
tłumu i intensywnie, a przy tym nieco zuchwale, swymi
smoliście czarnymi i lekko przymrużonymi oczyma wpatrywał
się w Bellę.
- Widzę, że wyrosłaś na piękną kobietę, Alice - stwierdził
po pełnej napięcia i dla niej bardzo długiej chwili.
- Dzięki, Edward... - bąknęła. - Jak się miewa babcia
Zafrina?
- Bardzo się cieszy z powrotu marnotrawnej wnuczki!
Od kiedy tylko dowiedziała się, że przyjedziesz, wypatruje
za tobą oczy. Dlatego zawiozę cię prosto do Fortino, do
Villa Castiglione... Chodźmy!
Po chwili dotarli do zaparkowanego przed budynkiem
dworca lotniczego luksusowego maserati.
Szybko ruszyli w drogę. Sportowy wóz, sunąć drogą
dojazdową, błyskawicznie nabierał prędkości, a gdy wjechali
na autostradę, Bella z obawą spoglądała na szybkościomierz.
- Alice, mam nadzieję, że już doszłaś do siebie - przerwał
milczenie Edward.
- Cóż, Edward... - bąknęła zdezorientowana.
- Po stracie rodziców - uściślił.
Westchnęła z ulgą, bo dowiedziała się, co miał na myśli
i dzięki temu nie palnęła żadnego głupstwa. On jednak
uznał jej reakcję za oznakę bólu, gdyż dodał pełnym
współczucia głosem:
- To była naprawdę straszna tragedia! Bardzo mi przykro,
że nie udało mi się przyjechać na pogrzeb i mogłem
tylko napisać...
- Dziękuję ci, Edward! - przerwała mu ze sztuczną emfazą
Bella. Kondolencyjny list Edwarda był tak oficjalny
i sztywny, jakby został napisany pod przymusem. Mimo
to dodała nieszczerze: - Twoje słowa były dla mnie bardzo
krzepiące.
Powstrzymał się od komentarza, zachowując sceptyczne
milczenie. W ogóle niewiele się odzywał przez resztę
drogi z Pizy do Fortino w Toskanii, gdzie znajdowały się
rozległe winnice Cullenów i ich rodowa siedziba, Villa
Castiglione. Zachowywał się tak, jakby wciąż był obrażony
na Alice za to, co zrobiła przed laty.
Skoro tak, po co w ogóle przyjeżdżał na lotnisko? - zastanawiała
się Bella. Mógł przecież wysłać kogoś ze
służby... No, ale przynajmniej dzięki temu poznałam wreszcie
kogoś z rodziny Cullenów, pocieszała się w myślach.
Sytuacja nie wyglądała jednak najlepiej. Edward, poza
zdawkową uprzejmością, wciąż nie przejawiał żadnych
przyjaźniejszych uczuć. Milczący i odległy, skupił się na
prowadzeniu samochodu i zdawał się zapomnieć o istnieniu
Belli.
Może to zresztą i lepiej, w ten sposób zyskiwała bowiem
trochę czasu, by jeszcze raz wszystko przemyśleć
i psychicznie przygotować się do tego, co będzie się działo
podczas najbliższego weekendu.
Jeszcze tego wieczoru spotka się z babcią Zafriną, czyli
signorą Zafriną Cullen, a jutro, to znaczy w sobotę,
weźmie udział w rodzinnym przyjęciu, na którym będzie
Jacob, młodszy brat Edwarda, oraz kuzynka Jane...
Jeśli Belli uda się przez to wszystko przebrnąć i dotrwać
do końca weekendu, nie budząc niczyich podejrzeń,
będzie wspaniale. Bardziej jednak prawdopodobne było,
że wszystko się wyda.
Na samą myśl o tym ogarnęło ją przerażenie. Alice
Brandon byłaby raz na zawsze skompromitowana
w oczach swojej włoskiej rodziny, a ona, Bella Swan,
wyszłaby na nędzną oszustkę, a w najlepszym wypadku
na głupią awanturnicę, która dała się namówić na tę żałosną
eskapadę i zgodziła się udawać kogoś, kim nie jest!
Wszystko zaczęło się w sali bankietowej hotelu „Chesterton"
w Pennington, podczas zjazdu absolwentek Roedale
School, prestiżowej szkoły dla dziewcząt, mającej
swoją siedzibę w cichej i malowniczej wsi Cotswold, odległej
o kilkanaście kilometrów od miasta.
Bella Swan, która dzięki otrzymanemu stypendium
mogła skończyć ten dobry i drogi zakład, teraz szykowała
się do objęcia w nim posady nauczycielki. Z tej przyczyny
podczas spotkania, spełniając życzenie dyrektorki, poinformowała
swoje dawne koleżanki o wprowadzonych
unowocześnieniach oraz o aktualnych osiągnięciach szkoły.
Władze Roedale School liczyły, że niektóre z zamożnych
absolwentek zostaną w ten sposób zachęcone do
przysłania tu swych córek.
Prawie wszystkie z dawnych „roedalianek" wywodziły
się z bogatych domów, a do najzamożniejszych zaliczała
się niewątpliwie Alice Brandon. Odziedziczyła wielką ro
dzinną fortunę, dzięki czemu stała się współwłaścicielką
licznych dochodowych nieruchomości, w tym dwóch luksusowych
hoteli: „Chesterton", gdzie odbywała się impreza,
oraz „Hermitage", którym osobiście zarządzała.
Bella dość szybko zmęczyła się wysłuchiwaniem hałaśliwych
i chaotycznych opowieści o mężach, dzieciach
oraz majątkach, i postanowiła w dyskretny sposób opuścić
towarzystwo, gdy na sali bankietowej pojawiła się
' spóźniona panna Brandon. Witając się z dawnymi koleżankami
i zamieniając z nimi po kilka zdań, zaczęła kierować
się w stronę Belli.
Gdy stanęła naprzeciwko niej, uśmiechnęła się i zapytała:
- Pamiętasz mnie?
- Jak mogłabym zapomnieć? - odpowiedziała Bella.
- Gdy tu przyszłam, kelner wziął mnie za ciebie...
Alice roześmiała się.
- Wygląda na to, że nic się nie zmieniło i nadal mogłybyśmy
udawać bliźniaczki - zauważyła.
- Chyba tak - potwierdziła Bella, przyglądając się
koleżance, ubranej w cudowny kostium z pracowni jakiegoś
doskonałego, zapewne włoskiego projektanta. -Mimo.
upływu lat, wciąż jesteśmy prawie jak dwie krople wody.
Bella Swan i Alice Brandon były do siebie niezwykle
podobne już wtedy, gdy jako dziesięciolatki rozpoczęły
naukę w Roedale School, i tak było aż do ukończenia
szkoły. Teraz, osiem lat po maturze, gdy stały się już
dojrzałymi kobietami, nadal wyglądały jak swoje lustrza
ne odbicia. Te same duże czarne oczy i jedwabiste czarne
włosy, te same harmonijne rysy, ta sama oliwkowa cera,
ta sama zgrabna sylwetka...
- Co porabiasz? - zapytała Alice.
Ech, dobrze byłoby zrobić wrażenie i odpowiedzieć, że
jestem szefową dużej firmy albo żoną milionera! - pomyślała
Bella. Stwierdziła jednak zgodnie z prawdą:
- Jestem nauczycielką. Do niedawna pracowałam
w Birmingham, a od przyszłego semestru zacznę uczyć
włoskiego i francuskiego w Roedale. Teraz siedzę w domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rumian.htw.pl
  •  
     
    Linki
     
     
       
    Copyright 2006 Sitename.com. Designed by Web Page Templates